-
kolejny dzień i nadal górskie klimaty
Jeszcze trochę fotek ze szwędania się po górkach zanim wyruszyliśmy na kolejną miejscówkę.
Oczywiście ciągle przyrządzaliśmy różne smakołyki. A te górki… uczta dla moich oczu. 😛 -
W stronę Gardy, ale najpierw Folgaria
Jedziemy dalej nad Gardę. No prawie, bo tak planowaliśmy, ale nie dojechaliśmy. Wszystko przez upały.
Wybraliśmy drogę spod Belluno przez Treviso, Mestre, Padwę, Vicenzę i Veronę. Nie śpieszyło nam się, bo mieliśmy cały dzień. Po drodze zrobiliśmy jeszcze zakup opon, bo lada chwila Francja, a jedna para już wymagała pożegnania się z nimi. Kamperek dostał 4 sezonowe nówki na swoje okrągłe łapki i ruszyliśmy dalej. W sumie to drugi dzień poza górami i upały znów nas zaczynały wykańczać.
Było po +41C, M. zaczęła się źle czuć, a pamiętacie, klimy nie mam, więc coraz częściej braliśmy pod uwagę opcję, że do Francji jedziemy przez góry. Ale do gór kawałek i musieliśmy na szybko jakoś się ochłodzić.
Recepta na chwilę – centrum handlowe KLIMATYZOWANE. To było coś, co dało nam oddech na kilka godzin. Powrót do kampera stojącego w słońcu nie napawał optymizmem. Postanowiliśmy zrezygnować z Gardy i udać się tam, gdzie Wundergrande pokazuje najniższą temperaturę.
Było takie miejsce wysoko w górach, jeśli dobrze pamiętam około 1800 m.n.p.m. Tu na dole ponad +40C, a tam niby +21C. Nie ważne, nawet jeśli się pomylili, to i tak będzie chłodniej.
Odbijamy w Vicenza w stronę gór. W stronę Folgaria. W okolicach tego miasta spodziewaliśmy się ochłody. Jedziemy. Strooome podjazdy. Tak strome, że okazały się zbyt strome. Nie, nie nie chodziło o brakującą moc, tylko o drobną awarię. Drobna, ale mogła zabić silnik, więc musiałem działać. Problemem było nie włączanie się wentylatora, gdy wskazówka szła w górę. Jednym słowem AWARIA. No cóż. Wentylator kiedyś jakiś naprawiałem już i to nawet w jakimś francucie, więc dam radę i tym razem. -
Wenecja, Lago Santa Croce, Tembre
Po ostatnich dniach odkąd opuściliśmy Apeniny, wszyscy mieliśmy już dość upałów. Ja nie spałem do 2 w nocy. Pies ział cały czas. Polewaliśmy go wodą z zewnętrznego prysznica, który dorobiłem można powiedzieć specjalnie dla niego, ale to nie to samo co w chłodniejszym regionie. M. od tych upałów zaczęła się już bardzo źle czuć. Musieliśmy szybko coś na to zaradzić, bo groziło jej wylądowanie w szpitalu.
Odkąd pamiętam, a przynajmniej od 1,5 roku używam do znajdywania chłodnych/ciepłych lub słonecznych/deszczowych miejsc strony internetowej http://www.wunderground.com/
Można przeglądnąć gdzie w tym wypadku jest najchłodniej w okolicy. Mapę można przybliżać, oddalać. Jest też aplikacja na Androida. W każdym razie bardzo wygodne i polecam. 🙂Oczywiście przeglądam i szukam gdzie tu w okolicy najchłodniej. Za parę dni mamy być nad Gardą, więc mamy czas. Szybko znajduję chłodną miejscówkę, ale oczywiście w górach. Jest też jeziorko. No i tylko ze 100 km od Wenecji jak pamiętam. 1/5 sekundy na decyzję – jedziemy!
Wspomnę jeszcze, że przy Wenecji jest kilka miejscówek, gdzie można stanąć za darmo. Podam je wkrótce. Muszę tylko któregoś dnia (dni) usiąść i przenieść punkty na współrzędne punkt, po punkcie. Trochę roboty.
-
Wenecja
Wenecja – relacja M.
Po mniej więcej 5 minutach powolnego poruszania się w sznurku turystów zmierzających do Piazza San Marco, wg wyznaczonej strzałkami trasy (a co! przynajmniej próbowałam być dzielna), miałam serdecznie dość. Serio. W desperacji postanowiłam zapytać sprzedającego „turystyczny crap” Włocha czy daleko jeszcze do tego cholernego placu. Po pierwszym moim wypowiedzianym zdaniu i jego radosnej reakcji (a cóż to koleżanka z Toskanii u nas robi?, ahh ten akcent) już wiedziałam że sznurek turystów zostawiam z tyłu i idę po swojemu – jak już mam zwiedzić ta Wenecję to ją zwiedzę, ale tylko typowym dla nas sposobem (tylko w nieznanych mi górach trzymam się wyznaczonych szlaków). Po krótkiej pogawędce, dowiedziałam się, że do placu jest jeszcze daleko, o wiele za daleko by wytrzymać w sznurku, ale za to skręcając ze ścieżek nie muszę przepychać się wśród turystów. I tak idąc sobie wąskimi, cichymi i pustymi uliczkami nad kanałami, używanymi w 95% tylko przez tubylców, naoglądałam się mostków, kanałów (które o dziwo nie śmierdziały, ale jak wytłumaczyli mi to starzy wenecjanie z którymi piłam kawę w barze dla tubylców, dziwnym trafem w tym roku prawie nie śmierdzi ), zabudowy itp. Odrzuciłam tez propozycje darmowego przepłynięcia się gondolą po kanałach (łódki, promy, kajaki itp nie darzę szczególną miłością) i gdy już miałam serdecznie dość (było tak gorąco, że rozgrzane ulice paliły w stopy, pomimo butów), w oddali zamajaczył widoczek Piazza San Marco pełnego turystów i wiecie co?
-
nadal chłodne Apeniny i przełęcz
Kolejny dzień w chłodnych Apeninach i kolejnego dnia jedziemy razem na przełęcz Radici. I tu się rozstajemy. Rigg’i jadą w kierunku morza, Pisa, Siena i innych poleconych miejsc, a my na jedną z naszych chłodnych miejscówek tu na przełęczy.
Wstępnie umówiliśmy się za ok. tydzień nad jeziorem Garda. A to znaczy, że zmieniamy góry, bo pojedziemy w północne góry.
Przy okazji postanawiamy zajechać na 2 dni do Wenecji i jej okolic. I to był, przyznam błąd. No ale o tym już wkrótce.No więc mamy ok. tygodnia na objazdówkę wschodnią częścią Włoch. Bardzo chciałem też zahaczyć o Słowenię, bo były plany spotkania się z Koder’ami, którzy mieli być na Węgrzech. Takie spotkanie w połowie trasy. No i przy okazji góry w okolicach Trento, Udine itd.
Tydzień czasu, więc ruszamy w stronę Wenecji. Po drodze kilka miejscówek. To Bolonia, to Ferrara. W okolicach Rovigo odbijamy w stronę morza i Chioggia, aby wzdłuż jego linii i okolicznych miasteczek dojechać do Wenecji. No ale to jeszcze nie dziś. Z racji masakrycznych upałów wyruszymy następnego dnia najwcześniej jak się da. Bieganie po Wenecji przy +40C upale, to żadna przyjemność. -
kolejne spotkanie
Po „naprawieniu” lodówki …drabiną można jechać dalej. Pozostała jeszcze jedna lodówka do naprawy, ale to już niedługo. Zapasy uzupełnione i pędzimy na jutrzejsze spotkanie. Po drodze za Florencją zatrzymaliśmy się na sympatycznej miejscówce w Shignano z widoczkiem na Vaiano. Ufff Chłodniej. Ostatnie parę dni na dole nas mocno umęczyły. W Shignano warto stanąć jak już, nie na parkingu kamperowym, tylko tym naprzeciwko. Mamy wtedy ładny widoczek z okna kampera na dolinę z widokiem na Vaiano. Po za tym ja lubię takie ujęcia na dolinę, czy to z Prato, czy Florencją, czy inne miejsca.
Spotkanie
Pamiętacie miejscowość, gdzie spotkaliśmy się z załogą Kodiego? Dość wygodna lokalizacja, blisko autostrady i blisko ciekawych miejscówek.
Dokładnie w tym samy miejscu spotkaliśmy się z Piotrem i jego rodziną. I pojechaliśmy nad jeziorka. Tym razem nad to drugie. Sympatyczna miejscówka. W ciągu dnia walczyliśmy z lodówką, ale, jako, że na gazie żaden z nas nie znał się zbyt mocno, a pomoc online szła tak wolno, przeszliśmy do grillowania. Kolejnego dnia udaliśmy się do słonecznej doliny. Znacie już tą miejscówkę. Do tego jest tam darmowy prąd, więc mogliśmy znów odłożyć naprawę Piotra lodówki, bo dostała „papu” z sieci 230V, a my zajęliśmy się przyjemniejszymi rzeczami. Zbudowaliśmy nawet mini obóz, bo pomimo szalejącego ukropu na dole, tu w świetlistej dolinie na wysokości ok. 1,5 km m.n.p.m było aż za zimno. Tak jak lubię. 😀