paraíso de las naranjas – czyli pomarańczowy raj
Od niemal tygodnia włóczymy się w okolicach Walencji. Co mi się podoba w tym regionie? To, że wszędzie są pomarańcze. Moje ulubione pomarańcze.
We Włoszech kupowałem skrzynkami i wyciskałem każdego dnia. Pyszne, słodziutkie. W innych krajach już nie smakują tak samo. Na wyspach to w ogóle nieporozumienie. Teraz znów możemy obżerać się tymi pysznymi owocami, wyciskać świeży sok. Normalnie pomarańczowy raj. I nie, nie kupujemy pomarańczy w sklepach 🙂
Pierwsze pomarańcze w większej ilości mieliśmy od handlarza, który przywiózł je na parking z kamperami. Kupiliśmy je od szalonego sprzedawcy, który przy okazji opowiedział pół swojego życia, pokazywał nawet swoje fotki sprzed chyba 50 lat z członkami zespołu Rolling Stones. Człek ten mówi w kilku językach i gęba mu się nie zamyka. W każdym razie pomarańcze były pyszne. Ale to nie koniec. Na południe od Walencji odwiedziliśmy znajomych. Poznaliśmy się w Szkocji z rok temu. Teraz wynajęli dom z basenem i…. pomarańczowym sadem. To nie wszystko. Dostaliśmy całą torbę pomarańczy na drogę. Sami zrywaliśmy. Teraz mamy zapasów na chyba tydzień.
kamperki dwa 🙂
psy mają radochę, na początku się trochę nie lubiły, ale teraz to najlepsi przyjaciele 🙂
no i te pomarańcze…
4 komentarze
Andrzej Żurawski
Super sprawa taka wyprawa. Ja w tym roku ponownie do Albanii się kieruję.
Pozdrawiam
Andrzej
toscaner
Super. Albanię i ogólnie Bałkany planuję odwiedzić w sezonie jesień – zima 2018/2019.
Pozdrawiam 🙂
Alan
Pomarańcze jemy teraz też kilogramami. Jesteśmy w krainie pomarańczy, na Peloponezie. Już 3 tydzień!
toscaner
Pomarańczowy sezon 🙂