-
Cortona
Jedziemy do Cortony. 😛
Był piąteczek, my w doskonałych nastrojach. Namiary na polecany parking przez Janusa wpisane w GPS. Dojeżdżamy wieczorkiem. Parking jest, szkoda tylko, że jest to ubity piach czy coś tego typu. Nad Trasimeno było gorąco, ale co wieczór wychładzaliśmy budkę zostawiając wszytko pootwierane do ok. północy. Poza tym wbudowałem w sypialni układ wymuszonej cyrkulacji, gdy okna były pozamykane, a tu, co samochód to chmura kurzu. No nic i tak zostajemy. Cortona jest tego warta.
Sobota rano, nie pamiętam 7-ma czy 8-ma. Piiii piiii piiii, co jest? Uchylam żaluzję… Budowa? Na naszym parkingu? Ehhh, później dowiedzieliśmy się, że co sobotę koparkami równają parking. Ale trafiliśmy. Nie polecam jechać tam w piątek. W sobotę rano przyjechać? Polecam, bo przy okazji można zaliczyć merkato. 😀
No dobra, jako, że panowie od koparek byli mili, ułatwiliśmy im pracę przestawiając kamperka z parkingu dla kamperów dalej od nich. My mieliśmy ciszę, a oni mogli sobie równać do woli.
Robię kawę, budzę M. Jej takie dźwięki nie przeszkadzają i śpi aż podsunę jej kawę pod nos. Zapach kawy z cynamonem, kardamonem czy pomarańczą, albo innymi przyprawami obudzi każdego. 😛
M. postanawia, że śpi dalej i mówi, żebym sam szedł na zwiedzanie.
Cóż mi pozostało, biorę „lusterko” i w drogę, a raczej na schody, bo w Cortonie na górę można wyjechać schodami. 😀
Lubię takie małe miasteczka, gdzie nie ma wytyczonych szlaków -
od San Godenzo aż po Torrita di Siena
Po drodze odwiedzamy San Godenzo, jemy po …brytyjsku. Postanowiłem zrobić Fish&Chips. Mniam.
Wiem, wiem zalatuje fast foodem, ale zapewniam, że fast foody robione po domowemu to kompletnie inna bajka. Mam swoje własne receptury na English Breakfast, Fish&Chips, kurczaczki a’la KFC, czy domową wersję Mac śniadanka, albo Wieśmaca. Jest smacznie i zdrowo. Jedynym chemicznym dodatkiem, gdy przyrządzam takie dania jest sól. Pieprzu nie liczę, bo to zioło w pewnym sensie. Ale wracamy do naszej tułaczki.
Po drodze do Perugi jest kilka sympatycznych miejscówek a niektóre z darmowym prądem. Niektórych nie polecam. Np. w Figline val d’Arno. Co z tego, że stoi z 15 kamperów, ale parking przy tirach na stacji. Masakra zatrzymać się tam zjeść w tym hałasie, a co dopiero zostać żeby np. nocować.
Następny, dość głośny Montevarchi. Powinno się nazywać „montewarczy” Chociaż tu przystanęliśmy na obiadek, bo w okolicy jest Obi i mogłem coś dokupić. 😀
Odwiedzamy Arezzo i kierujemy się na Monte San Savino. Wg satelitarnego podglądu wydaje się nie być na betonie. Nawet zielono. Jest i starówka. No trzeba zobaczyć.
Na miejscu znowu żadnego kampera, a plac spory. Mała mieścina, widać nie często widują tu kampery. Nie mija 15 min, a już na spacerze poznajemy miejscowych. Zagadują standardowo, a skąd itd. itp.