
hawaje niekamperowo, ale na kołach
Był marzec, zimno, temperatury na minusie. Po przyjeździe pod lotnisko miałem zgryza, czy zostawić zimową kurtkę, czy zabrać ze sobą. To spory dodatkowy bagaż. Opierając się logice i patrząc na oblodzone chodniki z niechęcią pozbyłem się jej i w samym sweterku udałem się na lotnisko. Brrr. Jak zimno. No ale przecież lecę tam gdzie ciepło. Teraz trochę pomarznę i później już tylko wygrzewanie się na tych niebiańskich plażach, słońce, palmy, drinki.
Tak to i nie tylko to, ale jeszcze nie teraz. Lot na Hawaje sam w sobie już jest nie lada wyczynem, bo w tą stronę z przesiadkami w Niemczech i później w San Francisco trwał …29 godzin. Z tuby do tuby i te niewygodne krzesła na lotniskach. Jak ja nie cierpię latać. No ale samochodem na Hawaje przecież nie dojadę.
Do San Francisco lecieliśmy samolotem amerykańskich linii i to był plus w porównaniu z powrotem gdzie niestety trafiła się Lufthansa. Żarcia było pod dostatkiem a i drinki niemal na każde zawołanie. A Lufthansa? Porażka na całej linii. Zepsuty monitor, drinki 2 przez cały lot z Los Angeles do Frankfurtu, a żarcie… u tu to przegięli. Najpierw przez godzinę zapachy pieczonego kurczaka, a później przynieśli jakieś nie wiadomo co wielkości połowy udka i do tego smakowało jak guma. Bleee. Nie cierpię tego parszywego samolotowego żarcia.
Amerykańskie linie to bajka przy tym. Żarcie też sztuczne, ale ta ich chemia w żarciu bije niemiecką na łeb. Zresztą jak ma nie bić, jeśli w 45-tym wszystkich chemików zabrali do siebie. A i ta ilość drinków w amerykańskich liniach, miła obsługa. To był raj. Już w drodze do raju. 🙂
Pamiętam, że zabrałem ze sobą książkę „Sekret”, bo film widziałem wcześniej, a książki nie czytałem. Nawet z tej okazji nawiązała się ciekawa rozmowa z jedną dziewczyną, która również leciała tyle, że do San Francisco. Książkę polecam, w sumie film również. Ale jak dobrze pamiętam, w filmie okroili kilka ważnych tematów. W każdym razie rozmowa była o tym, co w książce, a ja kilka lat wcześniej już znałem sekret i tak jakby trochę dzięki niemu właśnie siedziałem w tym samolocie na te Hawaje…
Czyli wracamy do Hawajów. 🙂
Po tej wielogodzinnej podniebnej tułaczce docieramy wreszcie do Honolulu…

