-
marsjańskie krajobrazy…
Przy okazji zwiedziliśmy marsjańskie krajobrazy w okolicach Pomarance i Castelnuovo di val di Cecina. Zresztą zaraz je zobaczycie.
Spowodowane to jest tym, że w tym regionie jest mnóstwo geotermalnych źródeł i cwane italiańce przerabiają to na ciepło i prąd do domów. Jedynym minusem w mojej ocenie jest mnóstwo rur przecinających okolicę i faktycznie wygląda to trochę …niedziko. 😛
Gdyby ktoś planował zamieszkanie w takiej okolicy to dowiedzieliśmy się, że roczny koszt ogrzewania i prądu jest kilka razy mniejszy niż np w Pisa. Ogrzewanie mies. kosztuje np. 10 euro a nie np 700 euro za 2 miesiące jak my płaciliśmy.
W okolicy zostaliśmy jeszcze na 3-4 dni i ruszyliśmy dalej już w 100% naprawionym kampekiem a nie złomkiem. 😀
-
naprawa łożyska i zawieszenia…
…pierwszy raz u mechanika 😛
No to kontynuuję…
Stoimy sobie na parkingu centrum handlowego w Pisa. Duży na ileś tysięcy samochodów, tyle, że my na skraju przy OBI i M. w pewnym momencie mówi: „patrz jakaś babka pcha samochód”, może trzeba pomóc. Faktycznie pchali, ale główną alejką. Całą długość parkingu. Na parkingu z 1000 aut, zgadnijcie gdzie go dopchali?
Do nas. Skręcili pchając i wychodzi z samochodu Marokańczyk jak się okazało. Pyta, czy użyczę mu prądu, bo rozładował turystyczną lodówką akumulator. No tak te lodówki to szmelc, to wiem nie od dziś.
Żaden problem, rozwinąłem kable, podłączam ładujemy jego aku i gadamy. Aku faktycznie zdechły, miał z 9V, 15A ładowanie. Od słowa do słowa, mówi, że jest mechanikiem, ale nie tu, tylko kawałek od Pisa. Mówię, co mam do naprawy i że każą czekać trochę dni w Pisa, a my jechać chcemy. Zgadujcie, może ktoś zgadnie. 😀
Miejscówki z okrągłym Lidlem nikt jak dotąd nie odgadł. 😛Tak 😀
Następnego dnia oczywiście mieliśmy już naprawiony samochód. 🙂 -
Pisa i ochładzanie kampera…
Wracamy do Pisa naprawić złomka a tu, no właśnie ZONK. Mechanik na urlopie, do drugiego, ten mówi ok, ale dopiero w przyszły wtorek. Tydzień czasu czekać? Łożysko umiera, co tu robić, znów w Apeniny? Pojechaliśmy na zakupy do Obi, bo przy okazji chciałem kupić aluminiową matę na przednią szybę. Lato, więc się przyda. Alufox od środka + taka mata od zewnątrz, no powinna być bajka. M. robi obiad, a ja wybrałem się na „poszwędanie” się pomiędzy półkami znajomego Obi. Maty oczywiście nie kupiłem, bo tylko do osobówek, a kamperek ma jednak kawał szyby. Wpadłem za to na szybki pomysł wręcz rewelacyjny. Mamy matę słomkowa na plażę 2mx1m. Na plażę już nie planujemy jechać w tym sezonie. Upały, których nie lubimy zniechęcają. No i kto by leżał na plaży? Tylko góry przed nami. Kupiłem najgrubsza folię aluminiową do kuchni, taśmy były + sznurek i wyczarowałem takie cudo. Oklejoną matę słomkową foliami alu, a do trzymania się tego na szybie wklejony sznurek. Koszt? Mniejszy niż najtańsza matka do pandy. Skuteczność? Niesamowita. Kuchenna folia jest rewelacyjna. Wada? Delikatna. Ale wytrzymała i tak z miesiąc codziennego zakładania zanim się rozleciała i się z nią pożegnaliśmy.
Miesiąc, a to znaczy, że jak ktoś jedzie tylko na 2-3 tygodnie na wakacje, to ma na rok. Można kopiować, praw autorskich żadnych. Projekt Open Source. 😛Nadal jednak pozostał problem z naprawieniem zawieszenia i łożyska. 🙁
I teraz dziwny zbieg okoliczności… 😀
Wręcz 1/1000, ale o tym już za chwilę…Tak wyglądał patent z podwójną folią, druga mata wewnątrz:
-
zagadka
-
relacja niechronologiczna…
Miałem pisać po kolei i tak może będzie gdy nadrobię zaległość, jednak każdy wątek czasem wymaga urozmaicenia. Aby oderwać Was od włoskiej monotonii wrzucam kilka fotek z ostatnich dni. To tylko tak na chwilkę, bo zostały jeszcze całe północne Włochy, a po Włoszech jest jeszcze, no właśnie… niebawem poznacie nasze dalsze wojaże. Zobaczycie też czy nasz pies polubił ocean.
Mam też dla Was jeszcze zagadkę, ale to w kolejnym wpisie. Ciekawe czy tym razem ktoś zgadnie. 😛
Chyba nie trzeba za wiele objaśniać co jest na poniższych fotkach: 😀
- awarie i naprawy w kamperze, kamperowanie latem, kuchnia, podróże, tematy techniczne, Toskania, Włochy, zloty, imprezy, spotkania
spotkania i pożegnania…
Kolejnego dnia po spotkaniu z załogą Kodiego, oni pojechali w stronę Polski, a my skoczyliśmy do Florencji po odbiór zamówionych części. Niektórzy może pamiętają problem z tłumikiem, a doszło jeszcze łożysko koła i sworznie do wymiany. Niestety włoskie drogi to masakra. No ale to trzeba trochę pojeździć poza autostradami żeby się o tym przekonać. My natłukliśmy jak dobrze pamiętam około 8 tysięcy kilometrów po samych Włoszech. Nawet zrobiłem małą foto kolekcję ich dziurawych dróg. Kiedyś poskładam w całość i wkleję.
W okolicach Florencji jest kilka ciekawych miejsc i kilka ładnych punktów widokowych na całą okolicę. Sama Florencja jest oczywiście też bardzo ciekawa. Nie tylko dla łowców kościołów.
Niektóre dojazdy w okolicach miasta mogą być wyzwaniem i nawet dla naszego dość krótkiego 5,6m kamperka zakręty były zbyt ciasne i ostre i trzeba było na 2-3x brać. Słaby skręt ma ten Jumperek. Jeżdżąc wcześniej tymi drogami nawet Alhambrą nigdy nie miałem takiej potrzeby.
Kolejnym punktem w planie była …znowu Pisa. Znowu, bo mieszkaliśmy tam i znamy sporo ludzi więc docelowo mieliśmy tam naprawić naszego kamperka u znajomego mechanika. Z tym, że z Florencji do Pisa można pojechać SS-em Fi-Pi-Li co zajmuje ok. godziny, ale można też naokoło przez… okolice Forli, dalej Apeninami przez Abetone aż po Massę i dalej np. Viareggio, co może zająć min. kilka dni. Takie sobie kółeczko. 😛
Wybraliśmy tą drugą opcję. A co. 😀
Do Florencji też jeszcze wrócę, bo mam sporo fotek, ale i zdradzę, gdzie można stanąć za darmo. Ale to innym razem. 🙂 -
spotkanie z kolejną załogą z Polski
Na tydzień, przed wstępnie umówionym spotkaniem nad Trasimeno, postanowiłem zadzwonić do Kodiego. Podjechaliśmy w miejsce, blisko owego hotelu, gdzie zawsze był zasięg i dzwonię.
Słyszę zrezygnowany głos. Co się stało? Kodi mówi, że się nie dadzą rady się z nami spotkać, bo planują wcześniej wracać, upały nie tylko nas wykończyły. Z tym, że my uciekliśmy w chłodne górki, a oni smażyli się na południowej patelni. Też bez klimatyzacji.
No szkoda, myślę. Ale lampka się zapaliła, przecież my jesteśmy wyżej, a oni na dole Włoch. Żeby wrócić do Polski muszą przejeżdżać przez okolicę. Może chociaż na dzień zrobią postój?
Oddzwonię, ale muszę coś sprawdzić.
Okazuje się, że autostrada, którą będą jechali jest tylko 100 parę km od nas, to już coś. Teraz pasuje przeskanować mapy pogodowe, gdzie chłodno, ale blisko autostrady. Założyłem, że Kodi nie przyjedzie na przełęcz ponad 100 km po górskich serpentynach. Pojedziemy my. Na szczęście znalazłem kilka miejscówek, gdzie temperatury były dla nas zadowalające, a jak się okazało i nie tylko dla nas. 😀
Wszystko co nasi „goście” musieli zrobić, to zjechać z autostrady ok. 10 km, a później kolejne kilka po wąskich drogach, aby dojechać do jeziorka.
Zakładam, że pogoda zaskoczyła nawet ich, bo jeszcze chwilę temu jechali w okolicach Florencji, a tam na mapach widziałem temperatury w okolicach +39C. Aż się wierzyć nie chce, że taka różnica. -
Passo delle Radici, 1529 m.n.p.m.
To było miejsce dokąd uciekliśmy z niższym partii gór, jak Abetone, Pievepelago, czy Sestola, a nawet okolice Porretta Terme. Wszędzie już było ponad +30C. Jedyne miejsce, nie licząc alpejskich miejscówek, gdzie mieliśmy pewność chłodu, to przełęcz Radici.
Poprzednie lata pamiętałem, że bez kurtki w lipcu czy sierpniu tam ani rusz. Jedziemy. I zostajemy w okolicy.
Warto wpaść do restauracji w Casone di Profecchia, na pyszne dania z grzybami, niemal tylko z grzybami. Wszystko niemal po domowemu. Warto.
W San Pellegrino in Alpe na pyszne lody z jagodami, czy owocami leśnymi. Po za tym jest trochę miejsc gdzie można przez cały dzień nie spotkać ani jednego samochodu. Podobno w Bieszczadach tak było 30 lat temu.Jedyny problem, to w wielu miejscach komórki bez sygnału, nawet moja ponad metrowa antena na dachu nie łapała nic. Zero. Olewka. Zostajemy. Jak za daaaawnych lat, gdy na wyprawy jeździło się pod namiot a GSM nie istniał, fakebuk nie istniał i miało się przyjaciół, a nie tysiące „znajomych”. 😛