-
od Poitiers do Nantes – foteczki cd.
odpoczywamy z innymi kamperami
jednak wody to tu od dawna nie ma
ale jest bagietkomat, wrzucamy ojro i wypada nam świeżo upieczona bagietkaobiadek
opuszczamy mieścinę i jedziemy w stronę Nantes, ale po drodze jeszcze jeden zameczek
-
od Poitiers do Nantes – foteczki
Trochę brakujących fotek od Poitiers do Nantes. Zameczki, miejscówki i fotki z Nantes
-
Nantes, Vannes, Carnac – Bretania, takie plany
Po drodze kilka miejscówek (obiecuję, że będziecie mieli wszystkie punkty GPS… kiedyś).
Pędzimy w stronę Nantes. Postanowiliśmy, że do oceanu dojedziemy gdzieś w okolicach pomiędzy Nantes, a Vannes. Dzięki temu nie będziemy się cofać i szybciej dojedziemy do Carnac. Mojego jednego z bardziej ulubionych miejsc 😛
Tak, macie rację nie lubię dużych miast, ale ostatnie fotki w tych okolicach robiłem jakimś aparatem 4mpix trochę czasu temu, więc musiałem sobie je odnowić. Czyli Nantes też wpadło na listę miast do odwiedzenia.
Na prawdę warto.
Oczywiście udało się znaleźć miejsce na parkingu zaraz przy zamku. Nie wiem czy większym kamperem by dało się tam wjechać i zaparkować, ale złomek zmieścił się na miejscu dla osobówek. 😛
W Nantes miałem też mały wypadek. W sumie to nie wiem czy o tym pisać, bo już dawno wszystko ok, ale fotografując panoramę z zameczku schodziłem już z murku i potrąciła mnie jedna pani, a właściwie moją lustrzankę. No i w sumie byłoby po lustrzance, ale jakoś wymanewrowałem łapiąc ją tak, że wylądowałem na łokciu na kamieniach zamkowych. Auuuć. Kamień a’la pumeks. Nie będę wam wklejał fotek, ale skóra na ręce zdarta jakby ktoś mi szlifierką przejechał. Lustrzanka cała. To najważniejsze. 😀Za chwilę zobaczycie też fotki, bo piszę, piszę, a tu nawet z Poitres nie wkleiłem jeszcze. Czyli jak zwykle… CDN
I oby do Szkocji już 🙂
-
od Poitiers po Cholet i Bourgneuf-En-Retz
Poitiers, tak to była ta miejscowość, na której przerwałem opowieść, jakby się film urwał. Opowieść, która nigdy miała nie powstać i która może nigdy się nie zakończy.
Z Poitiers jedziemy do zamku w Dissay, później coś nam odbiło i jeszcze postanowiliśmy zobaczyć zameczek w La Ribaliere (jakoś tak)
A tak mi się przypomniało, czy pisałem o zamku z którego zajumaliśmy rozmaryn? Tam nie tylko rozmaryn, były jeszcze zamkowe jabłka i orzechy laskowe. Gdyby nie zdjęcia to nawet bym nie pamiętał. Z jabłek to chyba był nawet niezły kompot. W każdym razie zostały skonsumowane w całości.
Z rozmarynu z tego zamku do dzisiaj ostała się jeszcze buteleczka z oliwą. Taki przepis na smaczną oliwę. Bierzemy oliwę, butelkę albo słoik i wrzucamy co chcemy, np. rozmaryn, czosnek (oczywiście w łupkach), można dorzucić ostre papryczki chili czy np. pieprz w ziarenkach. No dosłownie co tam chcemy i jakie smaki lubimy. Po min 2-4 tygodniach mamy smaczną oliwę. Ona chyba nigdy się nie psuje i nie traci aromatu. Ja po roku dodawania jej do potraw (mam kilka różnych smaków) i uzupełnianiu świeżą mam cały czas oliwy smakowe. Taką oliwą można też pokropić pyszny chlebek i posypać odrobinę parmezanem i wcinać przepijając czerwonym winkiem. -
w stronę Nantes i Poitiers
Francja to piękny kraj. Tam każdy dzień to pochłanianie kolorów i piękna od świtu do nocy. Aż się wierzyć nie chce, że wszystko jest tak ładnie dopracowane. Trawniki, kwiaty, alejki, parkingi, ławeczki, zameczki, nawet prawie każde rondo to jakaś historia, albo zobrazowana kwintesencja regionu. Tego się nie spotyka w każdym kraju.
Ok gadu gadu, a my jedziemy w stronę Nantes i Poitiers. Tak postanowiliśmy. M. wejdzie pierwszy raz do oceanu gdzieś tam przy Nantes. Będziemy przecież jechali do Hiszpanii, to wtedy przejedziemy wzdłuż zachodniego wybrzeża, ale znów ominiemy Bretanię. No i Bretania to Carnac i elfy, więc …jedziemy na dłużej do Bretanii.Od Montlucon jedziemy w stronę Gouzon, Gueret, La Souteraine i dalej w stronę Bellac. Oczywiście szybko się pisze, ale nasza jazda jest na tyle wolna, że zahaczamy o każde ciekawe miasteczko, czy wioskę. Jak jest ładnie to zatrzymujemy się na tylko jedzenie, spacery albo po prostu na noc. Cały czas spotykaliśmy miłych ludzi. Zawsze nie lubiłem Francuzów, bo nie chcą gadać po angielsku, ale odkryliśmy coś ciekawego. Gdy pytaliśmy „speak english”, to standardowo odpowiadali, że nie. No ale jak powiedzieliśmy, że my „polone”, to jakimś cudem znali trochę i angielski. To magiczne „że słi polone” czy jakoś tak to było i wszystko zmieniało. Jak ktoś miał problem to zwoływał pół wioski, żeby znalazł się ktoś kto przetłumaczy nam to niezrozumiałe słowo na angielski, włoski albo …polski.
Jedno z setek a może tysięcy ładnych rond
Hieny trzymamy na lasso. Prawie po polsku
Po co mu wiatrak latem? Na oko da z 50W przy wichurze.
Samolot to rozumiem