wodowanie czyli moczenie tyłków w oceanie
Wodowanie w oceanie wypadło jakoś w niedzielę. I dobrze, bo jak zwykle przez przypadek korki były w drugą stronę. Widocznie wszyscy wracali do Nantes z weekendowania nad morzem, a my tam jechaliśmy. Pies był chyba najbardziej szczęśliwy z takiej zabawy. Pokemon zwodowany. Woda oczywiście jak to w oceanie nie urywała dupy temperaturą, ale co tam.
Oczywiście zostajemy, bo ładna miejscówka, a są i Szwaby, więc może wreszcie z kimś się pogada po ludzku. Jeśli oczywiście znają choćby angielski
W drodze w kierunku Vannes wpadamy do La Roche-Bernard, Marzan – robimy serwis, Muzillac i w bok od tej miejscowości znaleźliśmy Penlan (brzmi co najmniej jak jakaś wioska w Chinach). Powoli zbliżał się wieczór, więc odpuściliśmy sobie dziś jazdę do wcześniej zaplanowanego Sarzeau i Arzon. Pojedziemy jutro, albo pojutrze. Przecież nie ucieknie
Oczywiście w drodze do Vannes nie mogliśmy odpuścić kolejnego „szato za kukurydzą”, albo za miedzą, albo za wodą, czyli Chateau de Suscinio.
W Vannes byłem kilka razy, ale reszta załogi oczywiście nigdy, więc oczywiście trzeba zajechać. Bardzo lubię to miasto, bo niesamowicie mnie wciąga chodzenie jego uliczkami. Bretania w ogóle ma coś w sobie, co działa jak narkotyk. Każda mieścina jest na swój sposób śliczna. Ale głównym celem w tej chwili i tak jest dotarcie do Carnac. I oczywiście dalej i dalej. No ale to jeszcze nie dziś.
No i to co lubicie najbardziej, czyli fotusie
Czyli spadamy z Nantes w stronę Vannes
Fajna miejscówka, zapisałem kordynaty oczywiście. Będą na następny raz
Serwis, woda, koty i te sprawy. Oczywiście za free
Jedziemy dalej
No i jest… oto ci on – ocean
wioska nocą i sąsiedzi