arabskie klimaty, tym razem odwiedzamy Maroko, kraj kontrastów
Afryka, Maroko, kontrasty, smaki i kolory. To trzeba zobaczyć. Można czytać, oglądać zdjęcia w internecie, ale dopiero gdy wleziemy w wąskie uliczki w starej dzielnicy arabskiego miasta, najlepiej bez przewodnika i mapy, to dopiero poznamy arabską kulturę trochę bliżej.
Medina w Tetuan
Medina w Tanger
ten sprzedawca chętnie pozuje i pozwala się fotografować
Miasta, te największe, są z reguły przygotowane pod turystów. Jest kolorowo, jest mnóstwo ulicznych sprzedawców, naganiaczy, knajpek i małych sklepików. Wszystkie kuszą, aby odwiedzić, wszyscy namawiają aby kupić. Niby Afryka, a konsumpcjonizm na maksa. Kup, kup, kup. Trzeba czasem naprawdę wykazywać się wysokim poziom tumiwdupizmu, aby w spokoju przejść przez niektóre dzielnice i nie ulec namowom naganiaczy.
Czasem wystarczy przypadkowe zerknięcie komuś w oczy przez ułamek sekundy, aby ten już za nami latał i dopytywał czego nam potrzeba. Trochę pomaga zapomnienie języków. Ja, gdy męczą dupę, mówię po polsku. Dużo mniejsza szansa, że Marokańczyk mówi po polsku niż np. po angielsku. Ale i tak można się zdziwić.
Miałem taki przypadek. Leci jakiś za mną, a ja po polsku, że nie wiem co on chce. To on „ooo Polska”, no i wpadłem w pułapkę, bo pytam „mówisz po polsku?”, a on „czego trzeba?”. No niczego, ale ten nie daje za wygraną i pyta „haszysz?” i pokazuje mi z pół cegły brązowego koloru. Szok. Ale mówię dalej po polsku, że nie, nie. I ściemniam, że wczoraj żeśmy palili. To on „panini? i już nas ciągnie do baru. Kur… jego mać. Było nie mówić nawet po polsku. No nie, odpowiadam mu, że jutro, żeby się odczepił. To mi daje numer telefonu. Ehhh. Jakby nie było, jest czasem zabawnie, a czasem aż można się wkurzyć.
Trzeba być odpornym. Mówi się, że to inna kultura.
A ja mówię, gówno prawda. Są tam mili, kulturalni ludzie ale są i chamscy i bezczelni. Ot całe wyjaśnienie. To jakby mówić o Polakach, gdy obcokrajowiec dostanie przez łeb od pseudo kibiców, że to nasza kultura. No nie jest tak. Ale niektórzy tak to sobie tłumaczą. Przynajmniej jeśli mowa o kulturze arabskiej. A prawda jest taka, że jakby to była ich kultura, to każda spotkana osoba by nas szarpała za rękaw i mamrotała „kup, kup, kup”. A poznaliśmy właśnie też i sympatyczne osoby. 🙂
Wg mnie zawsze w każdym narodzie, kulturze są grupy osób, które psują opinię większości. Jedni prowadzą, jak każdy z nas, spokojne życie, a inni są bezczelni, nachalni i oszukują. Najwięcej bezczelnych osób spotkaliśmy oczywiście w Tanger. Ale co się dziwić. Miasto portowe, tłumy turystów. Co chwilę trafiają się ci którzy chcą coś sprzedać na siłę, lub nas oszukać czy naciągnąć prowadząc np. do jakiejś knajpki, gdzie zapłacimy dużo więcej niż normalnie. Trochę psują opinię tego miasta. Trzeba być twardym jak żelki w biedronce i nie ulegać. Można też pojechać dalej na południe. 🙂
Tanger zdecydowanie nie jest najlepszym przykładem aby wyrabiać sobie zdanie o Maroko.
ulice Tanger
Ale miało być o smakach i kolorach. Dla smaków warto odwiedzić ten kraj. Nie ważne, czy na długo, czy na krótko. Na pewno jest to kraj kontrastów. Z jednej strony bogactwo, z drugiej bieda, z jednej szarość z drugiej kolory. A będąc tutaj trzeba smakować i chłonąć, a opuszczając zrobić zapasy w przyprawy, daktyle i inne dobra 🙂
z jednej strony limuzyny
a z drugiej strony
Spacerując po Tanger, już bardziej odporni na naganiaczy robię część fotek z ukrycia. Tak, tak, niektórzy chcą żeby im płacić, za to że wleźli nam w kadr. Zaprogramowałem telefon, aby robił zdjęcia po naciśnięciu jednego przycisku. Część zdjęć oczywiście nie wyszła, ale te, które się udały są między tymi, które robiłem i bez ukrycia. 🙂
przechadzając się ulicami Tanger, zdjęcie z promenady niedaleko portu
zapuszczamy się dalej w stronę Mediny, czyli starej części miasta
tradycyjny marokański strój dżelaba, to wierzchnia szata noszona przez mężczyzn i kobiety nie tylko w Maroko
stragany ze wszystkim, od owoców po …najnowsze technologie 🙂
Przechadzając się ulicami miasta spotykamy ludzi ubranych i w tradycyjne stroje i po europejsku. Tych drugich jest zdecydowanie więcej.
Wszędzie są koty, mnóstwo kotów, niektóre dokarmiane, inne chyba nie. Ten przylazł do nas na żebry, ale nie mieliśmy mu co dać, bo piliśmy tylko herbatę. Jedyne co mogłem mu w tamtej chwili zagwarantować, to zostanie gwiazdą Instagrama i internetu 🙂
Właśnie, gdyby ktoś chciał śledzić mój profil na Instagram, to można łatwo go znaleźć. Wystarczy wpisać na Instagram – robtoscaner
Ten kotek staje się już powoli gwiazdą 🙂
Aha, nie wspomniałem o tym, że w Maroko nie działa darmowy roaming. Dobrze od razu wpaść do pierwszego sklepu marokańskiej sieci Marocan Telecom i kupić sobie kartę sim za 20 DH. Do karty dokupujemy doładowanie np. 50DH (ok. 18 zł), które daje 5GB internetu na 14 dni, lub za 100 DH (ok. 36 zł), które daje 10GB na zdaje się 30 dni. Tak robimy i my od razu w Tanger, ale kolejka była dość długa. Trzeba uzbroić się w cierpliwość.
opuszczając miasto widzimy ceny paliw na jednej ze stacji
gdyby ktoś chciał zdjęcie na wielbłądzie, lub się przejechać, to kosztuje to 2 euro 🙂
widoki w drodze do Tetuan
widok na północną część gór Atlas
i widok z miasta Tetuan
Kolejnego dnia spacerujemy po Tetuan, ale to miasto, a zwłaszcza medina w Tetuan zasługuje na osobny wpis. Medina w Tetuan jest jedną z największych medin w Maroko, jeśli nie największą. Niestety miasto to jest przez większość turystów omijane na konto podróży zachodnim brzegiem Maroko. Toscaner jak zwykle robi wszystko odwrotnie. A co, warto było. 🙂
spacerując uliczkami Mediny można kupić niemal wszystko, ale o tym już w kolejnym wpisie
daktyle, daktyle, daktyle, daktyle, daktyle….
biere te bryke, będzie czym do roboty jechać 🙂
odwiedzamy też nadmorską miejscowość Martil, warto napić się… ale to w następnym wpisie 🙂
4 komentarze
Lina
Keep it it’s so good I really love it you’re so good
toscaner
I’m trying, I’m trying 🙂
nadia
Byłam w Maroko i też uderzyły mnie w sam środek głowy mocne kontrasty biedy i przepychu…
toscaner
Nie tylko w Maroko. Bliżej u nas w Europie też są biedne dzielnice. Ale czy brak pieniędzy oznacza biedę? Tam dzieci nadal się ze sobą bawią, a w Europie większość patrzy się w ekraniki.