Grzyby, grzybki, grzybobranie
Kącik VanElli.
Ponoć ludzie dzielą się na tych, co lubią zbierać grzyby i takich co lubią je jeść. Ponoć… Ja tam podziałami się nie zajmuję, nie interesują mnie one ale za to grzybki jak najbardziej. Uwielbiam je zbierać i jeść. I wiem, że grudzień to niekoniecznie pora na pisanie o grzybach, no chyba, że mówimy o grzybach z kapustą albo w uszkach do barszczu. A ja sobie piszę teraz, bo po prostu mam czas. Muszę w tajemnicy przyznać, że czasamimamy straszny zapieprz na tym vanlajfie 🙂
Akurat tak się nam poukładało, że jesień spędziliśmy w UK. Mieliśmy być gdzie indziej, plany były ale nie wypaliły. Trudno, samo życie. Nie ubolewałam specjalnie z tego powodu, jak tak to tak. Ponoć chcesz sobie zrobić dowcip to sobie coś zaplanuj w życiu.
Ale wracając do jesieni w Wielkiej Brytanii. Była piękna, kolorowa i niestety dosyć mocno deszczowa. Bogata w jeżyny, grzyby i inne dobra. Na grzybach znam się trochę, za dzieciaka sporo zbierałam głównie maślaków, gołąbków czy podgrzybków. Ale tutaj, w UK miałam okazję poszerzyć swoje horyzonty grzybowe.
Udało mi się trafić i po raz pierwszy spróbować czernidłaka kołpakowatego *. Najbardziej to mi się jego kształt podoba, taki nietypowy, rosły w kilka w gromadzie ale pozostałe już zaczynały się czernić więc nic z tego. Spotkałam również łuskwiaka zmiennego, przynajmniej tak myślę, że to było to. Smakowało super, aż żałuję, że wcześniej nie umiałam rozpoznać tego grzybka, odnoszę wrażenie, że spotykałam go niejednokrotnie w trakcie swoich wędrówek po lesie. Liczyłam na opieńki ale niestety nie udało się trafić. Nie miałam również okazji znaleźć gołąbków, które uwielbiam pieczone z odrobiną solą. Na moim pierwszym grzybobraniu znalazłam grzyby, o których byłam święcie przekonana, że to gołąbki. Skonsultowałam wszystkie moje znaleziska, a było ich trochę, ze znajomym grzybiarzem a nawet dwoma, a tu zonk. Połowa grzybów do wywalenia, gołąbka ani jednego. Cóż, w trakcie kolejnych wypadów do lasu byłam już ostrożniejsza, tym bardziej, że te grzyby jadłam nie tylko ja, ale i sporo znajomych. Gdyby ktoś pytał to wszyscy żyją 😉
Największą frajdę miałam na jednej z miejscówek w okolicach Bournemouth na południu Anglii, gdzie grzybki rosły dosłownie koło kampera. Wstawałam wczesnym rankiem koło godziny 10, wiadomo vanlajf, i wędrowałam sobie całe kilka metrów, żeby zebrać grzybki do jajecznicy czy innego śniadania mistrzów jakie wymyśla Toscaner. Bo to, że Toscaner świetnie gotuje to chyba wszyscy wiedzą? Co ciekawe, grzybki te rosły na widoku, obok boiska sportowego i zagajnika i nikt ich nie zbierał. Cóż to była za frajda;)
Ogólnie grzybów ogrom: prawdziwki, rydze, podgrzybki, pieczarki, maślaki. Kilka razy było ich tak dużo, że część powędrowała do zamrażalnika na późniejsze dni. Kto wie, może nawet do uszek lub pierogów;)
Pochwalę się kilkoma zdjęciami jeszcze, a co 🙂
Najpierw dowód, że grzybki były a nie tylko jakieś moje fantazje 😉 Te bardziej zjadliwe i te mniej też. Bo takie ładne…
Oraz jesienne kolorki
*jakiekolwiek błędy w nazewnictwie grzybów wynikają tylko -li z mojego nieobycia i małej jeszcze wiedzy grzybowej