ocean symulacji, ocean możliwości
A co gdyby czas nie płynął od przeszłości do przyszłości? Gdyby w ogóle nie płynął? Gdyby stanął w miejscu? A my moglibyśmy mieć wgląd w każdą możliwą wersję naszego istnienia? I wybrać sobie tą, jaka nam odpowiada najbardziej?
„W mojej symulacji pod nazwą: planeta Ziemia, wszystko wyglądało inaczej. Mieszkaliśmy nad morzem, a dom był błyszczący. Pomimo metalicznego wyglądu ślicznie się komponował z okolicą. Szumiało morze, było pogodnie, ciepło. Wokół przyroda, żadnych hałasów.”
To fragment z mojego snu, który jakiś czas temu tu opisałem.
A co jeśli świat wygląda troszeczkę inaczej niż uczyli nas w szkołach? I co jeśli historia, fizyka itd. również są podawane w takiej postaci, żeby tylko umysł 3D ją mógł ogarnąć? I do tego w tej spreparowanej wersji?
A co jeśli ta wersja świata nie jest prawdziwa? A co jeśli dodatkowo poza przedstawionym nam 3D jest jeszcze coś?
Einstein, Tesla i inne umysły, o których nam wspominają, podając za przykład, mogli przecież mieć „wgląd” w coś poza 3D. I może dlatego uważamy ich za geniuszy.
A może oni byli po prostu oszustami lub zaledwie twarzami w tym spreparowanym teatrze, matrixie, które miały nas wepchać w określone ramy praw, czy to fizyki, czy myślenia, a nawet tworzenia?
A co jeśli każdy człowiek, dosłownie każdy miałby taką możliwość, aby móc wykreować własne prawa, własną rzeczywistość? Własną planetę, dysk, krater? Cokolwiek chcemy, lub wierzymy. Tylko nikt nas nie nauczył, nigdy nam tego nie pokazał, a nawet nie wspomniał jak to robić? A nawet nie powiedział, że to w ogóle jest możliwe. Nikt dosłownie nikt, bo wpoili nam, że geniusze już wszystko wymyślili, a my jesteśmy tylko trybikami w świecie, który już jest zbadany, ułożony i wystarczy tylko… pracować i wziąć kredyt hipoteczny, najlepiej we frankach, po trupach do celu…
Aha jeszcze mieć potomków, żeby na starość miał nam kto podać wodę i można było powiedzieć, że to co robiliśmy to dla kogoś.
Nie zauważacie, że to tylko program? Mało tego program, który przypadkiem u niemal każdego jest bardzo podobny i niemal każdy wykonuje go w bardzo podobny sposób. Jak mrówki w mrowisku, którymi rządzi jedna królowa.
A co jeśli świat jest inny, jest, a bardziej nie jest taki, jak nam opowiedzieli. Ba, nawet pokazali na animacjach, czy fotografiach? W szkołach, książkach, TV…
A co jeśli nasz świat wygląda inaczej? A co jeśli do tego jest więcej niż jeden świat? Więcej światów, więcej wymiarów? Więcej możliwości i alternatyw?
I nie tylko w naszym zostaliśmy oszukani, ale do tego nigdy nam nie powiedzieli, że są jeszcze inne, miliony innych?
Tutaj zaczyna zalatywać trochę fizyką kwantową, wiem, ale jest coś prostszego niż fizyka kwantowa.
Na szczęście mamy takie zdolności wszyscy, tylko mało kto z nich korzysta. Ale o tym później.
Wróćmy na chwilę do mojego snu. Były tam te kule – planety. Były niezliczone ilości wersji Ziem w formie tej bryły, a więc niezliczone możliwości dla naszej przyszłości, która od teraz może się zdarzyć. Dla każdego z nas! Tylko brać. Dlaczego kule? Bo już więcej niż jedna dla wielu to wyzwanie, a do tego wiele, wiele, to jeszcze większe. Stąd na początek kule. Taki pierwszy krok.
A co jeśli jest jeszcze inny wymiar, wymiar w którym światy to nie kule? Albo jeszcze więcej, jeszcze innych wymiarów? I jest tam całe mnóstwo innych brył? Innych możliwości? A co jeśli to tylko symulacje? Światy i wymiary bez określonego kształtu, które na prawdę nie istnieją, a są jedynie kreowane naszym/i umysłem/ami? Miliony możliwości. Niemal nieskończona ich ilość. Tylko wybierać. Ale jak wybrać?
Teraz możecie wierzyć, lub nie, ale fizyka kwantowa też o tym mówi. Mamy niezliczone ilości wersji dla naszej przyszłości, przeszłości świata który znamy, ale również światów, które są nam nieznane, lub przez nas wypierane dzięki ograniczającym programom, którymi nasze umysły zostały nafaszerowane, nie tylko od dzieciństwa, ale wręcz od początku trwania całej tej symulacji. Bardzo realistycznej symulacji i do tego z pięknymi, kuszącymi miejscami.
fot: toscaner
No dobra, ale jak wykorzystać tą wiedzę dla naszego DOBRA?
Zacznijmy od tego że trzeba zdefiniować co to jest „dobro”. Tak wiem, już masz w myślach gotową formułkę, albo wręcz związaną z tym emocję, po którą właśnie sięgasz do swojego „bagażu” ze strefy „przeszłość”, lub formułek wgranych przez różne programy typu religie czy inne programatory. A co jeśli… Dobro to nie dobro? Dobro, to tylko słowo, program narzucony przez system.
Masz być dobry wg określonego schematu, schematu pasującego systemowi. Czyli jeśli np. nie płacisz podatków, to jesteś zły. Abo nie chodzisz do kościoła, to jesteś zły. Albo nie poświęcasz się dla innych, to też jesteś zły.
Pokój to nie wojna?
Zauważcie, że cały czas operujemy tylko tym, czego nas nauczyli na: religii, szkole, książkach, filmach, TV itd… Nauczyli nas definiować, że to jest dobre a to nie. Bo tak pasuje… SYSTEMOWI.
No więc co to jest dobro? Co to znaczy „dla naszego dobra”? „Mniejsze zło”. Serio do cholery? Wierzycie w to żyjąc w TERAZ?
Że jest jakieś dobro, zło itd? Mieliście być w TERAZ. Halo! 😉
No więc, wg fizyki kwantowej (ale i też mojego snu) istnieje całe mnóstwo możliwości, całe mnóstwo Ziem, na których każdy z nas ma inną wersję swojego życia. Na jednej planecie (możliwości) chorujemy, na innej mieszkamy w górach, na innej nad morzem, w innej alternatywie jesteśmy biedni, albo chorujemy, na innej znów mamy nadęte do granic możliwości nasze Ego. Jak się czujecie gdy jesteście chorzy? Chujowo? Wiem, chyba nikt nie lubi być chory. Ale myśleć, że się jest lepszym od innych już łatwiej? He? 😉
Ok, ale skupmy się przez chwilę na chorowaniu i dla równowagi czymś co nazwę umownie anty-chorowanie. Uuuu, nie ma takiego czegoś? A dlaczego nie? Wybraliście się ze mną na wycieczkę do mojego multi świata, pływamy po oceanie możliwości i mówicie, że nie ma? Hmmm?
No to pobudka. Ja mówię, że jest. A jak to zrozumieć? Zwyczajnie. Robimy na odwrót, czujemy na odwrót itd. Jeśli chorujemy to możemy się ozdrowić, jeśli nas na coś nie stać, to sprawiamy, że bariera blokująca się rozpływa. Ale musi też zniknąć „chcę”, bo to kreuje dosłownie nic innego jak więcej „chcenia”.
Taka systemowa pułapka.
Jeśli nasz świat nam nie pasuje, to kreujemy inny. Kreujemy taki, w którym możemy robić to co lubimy. Ale jak to zrobić? No nie inaczej niż zacząć to robić, lub być tym kim chcemy być.
Haha, wiem, rodzina zaraz Was pośle do czubków. No trudno. Na początku może nie chwalcie się im na temat swoich planów. W powiedzmy 90% przypadków nasi bliscy to tacy strażnicy Matrixa. To są postacie, które mają nas trzymać w systemie, abyśmy przez przypadek z niego nie wyleźli, nie uwolnili się. Tak zostaliśmy i my i oni zaprogramowani. Do trzymania się nawzajem w tej symulacji.
Do czasu uwolnienia umysłu albo uwierzenia w moc kreacji, nasze otoczenie bardzo łatwo i szybko ściągnie Was na ziemię, do pionu, czy usadzi, abyście realizowali wgrany odgórnie program. Będą manipulować, straszyć, grozić, szantażować. Często na bardzo groźnym, bo subtelnym poziomie. Dla wielu wręcz niedostrzegalnym, ale wystarczającym aby osiągnąć zaprogramowany efekt. Masz siedzieć na przysłowiowej dupie i być trybikiem systemu w tej symulacji!
Jeśli chcesz tworzyć swój własny świat, to najlepiej zacząć go tworzyć z wnętrza bez objawiania o tym „zewnętrza”. To na początek.
Potrzebne są też pewne składniki i wiedza, że nasz świat, to nie nasz świat. Dlatego np. mamy te wirtualne 2 półkule mózgowe. Jedna analizuje, druga tworzy. Ale nasz mózg, to nasz sługa ale i wróg, chociaż mamy lewą i prawą półkulę, a jedna z nich podobno odpowiada za… kreację. 😉
Tyle, że to nie do końca ona kreuje cokolwiek. Bo jest systemowa. OK?
Nasz mózg to nasz wróg, oczywiście do czasu, dokąd mu na to pozwalamy. Jest to zaprogramowane narzędzie, do wykonywania określonych programów, które pozornie pozwala nam się rozwijać, pracować, zarabiać zgodnie z wgranymi wytycznymi. Mało kto wie, że on też nas ogranicza, jest to taki wbudowany w każdego z nas wewnętrzny strażnik. To tak w razie gdybyście zaplanowali udać się na pustelnię i medytując chcieli coś wykreować. 😉
Do tego nikt nas nigdy nie nauczył jak z tym strażnikiem „walczyć”. Jak go pokonać, abyśmy mogli stać się kreatorami naszej rzeczywistości, takimi architektami naszego świata, w jakim gdzieś w głębi duszy czujemy, że byśmy chcieli żyć.
Gdy już zrozumiemy, co może zająć niektórym lata lub życia, że to nie inni nas blokują, to na dokładkę jest jeszcze on – nasz umysł, który powstrzymuje nas od tego, abyśmy nie mogli wybrać naszej wersji świata, naszej planety z ogromu planet, dysku z ogromu dysków, czy krateru z ogromu kraterów, z multiwersu i wielości wymiarów, z oceanu możliwości, czyli świata, w którym chcielibyśmy żyć, a jedynie tworzyli świat dokładnie taki, jaki chce nasz… nieistniejący przeciwnik.
Bo to przecież są bzdury, które komuś się przecież przyśniły. Zresztą nie mam czasu, bo muszę nastawić budzik na jutro rano…
obrazek, źródło: internet
2 komentarze
Bogna
Wspaniały wpis! Jestem już tak wkurwiona i zdeterminowana tym, co dzieje się wokół, że tę energię mogę wykorzystać na dwa sposoby – albo się wyloguję, albo zacznę kreować swój świat. Pozdro!
toscaner
Cały czas kreujemy nasz świat, przez każdą sekundę „zalogowania”.
Nawet jeśli uważamy, że jest do dupy, nawet gdy czujemy się niewolnikami czy wykorzystywani. Niestety „Matrix has You”. Żyjemy w matrixie, w którym funkcjonują pewne zasady. Jako zmanipulowani kreatorzy kreujemy albo dla niego, albo dla nas. Tyle, że żeby kreować dla siebie, trzeba mieć świadomość, że to robimy cały czas. Nie ma winnych. Jedynie my sami, że daliśmy się zmanipulować Systemowi i do tej pory kreowaliśmy dla niego, często nawet na swoją niekorzyść, jak zaprogramowane (szkołą, rodziną, znajomymi, telewizorem, książkami) maszynki. Takie robociki. Albo mówimy dość, albo dalej robimy za niewolników Systemu.
Cały sekret. 🙂