Passo delle Radici, 1529 m.n.p.m.
To było miejsce dokąd uciekliśmy z niższym partii gór, jak Abetone, Pievepelago, czy Sestola, a nawet okolice Porretta Terme. Wszędzie już było ponad +30C. Jedyne miejsce, nie licząc alpejskich miejscówek, gdzie mieliśmy pewność chłodu, to przełęcz Radici.
Poprzednie lata pamiętałem, że bez kurtki w lipcu czy sierpniu tam ani rusz. Jedziemy. I zostajemy w okolicy.
Warto wpaść do restauracji w Casone di Profecchia, na pyszne dania z grzybami, niemal tylko z grzybami. Wszystko niemal po domowemu. Warto.
W San Pellegrino in Alpe na pyszne lody z jagodami, czy owocami leśnymi. Po za tym jest trochę miejsc gdzie można przez cały dzień nie spotkać ani jednego samochodu. Podobno w Bieszczadach tak było 30 lat temu.
Jedyny problem, to w wielu miejscach komórki bez sygnału, nawet moja ponad metrowa antena na dachu nie łapała nic. Zero. Olewka. Zostajemy. Jak za daaaawnych lat, gdy na wyprawy jeździło się pod namiot a GSM nie istniał, fakebuk nie istniał i miało się przyjaciół, a nie tysiące „znajomych”. 😛
Tylko las, góry i my. No i poziomki i jagody. Miejsce idealne na odpoczynek i czasem chwilową zadumę. Tak tam 100 parę km od nas nad morzem jest masakra, jest upał, korki, tłumy turystów. Aż niewiarygodne. Zapominamy o tym i odpoczywamy w idealnym otoczeniu.
Przy tym hotelu mieliśmy zasięg, a właściciel nie robił problemu, abyśmy zostali na jedną noc na parkingu 😀
Zjadamy zapasy, dziś risotto z łososiem, ale psia morda nie dostanie 😛