Poggibonsi, San Gimignano i kierunek na Florencję…
Opuściliśmy marsjańskie krajobrazy i pojechaliśmy naszym naprawionym złomkiem w stronę Poggibonsi mijając w dali wieże San Gimignano. Tym razem odpuściliśmy sobie lody i prosto w stronę zaplanowanego celu. A tym było spotkanie z załogą Rigg’a, która będąc w Wenecji planowała zobaczyć coś również na południe od tego pięknego miasta.
W Poggibonsi nawet niezła miejscówka, powiedzmy na raz. Później popędziliśmy na jedną z naszych znajomych miejscówek w górach, gdzie mieliśmy się spotkać z Piotrkiem i jego rodziną. No dobra nasze popędziliśmy to brzmi hmmm, co najmniej dziwnie. Każdy chyba już wie, że to nie tak. Macie rację. Po drodze stanęliśmy jeszcze z 2 czy 3 razy w różnych miejscach. W każdym razie muszę też wspomnieć o małej przygodzie. Po ok. 6 miesiącach jeżdżenia zdarzył się wypadek. Ale na szczęście nic się nikomu ani niczemu nie stało. No może poza jednym jogurtem. 😛
Nie wytrzymało zamknięcie lodówki na jednym z rond, bo zachciało mi się wchodzić w zakręt niemal driftem a naprawdę to na 3-ce. Na drzwiach lodówki było tyle napitków, że same one ważyły pewnie dobre parę kg, no i masz. Huk i sru wszytko na podłodze. Zaczep wyrwany. Tymczasowe rozwiązanie na szybko zdało egzamin. Zamknięciem postanowiłem się zająć, gdy już będziemy pili piwko z Piotrkiem. Przy okazji może się uda naprawić jego lodówkę, bo zdechła w tych upałach…
O grillu wspominałem? No jak to bez grilla i zimnego piwka 😛
Tym razem mijamy bokiem
Miejscówka w Prato nie istnieje, znaczy jest tylko parking, ale nie zachęca do zostania. Generalnie przy Florencji chyba wszystkie darmowe miejscówki z Acsi i CamperContact zostały skasowane. Sprawdziliśmy.
Polski akcent? Było sporo polskich flag.
Nie, nie nie odpadł zielony kolor, wyglądały na polskie. Może jakieś święto dotyczące Polski mieli? Nie sprawdziliśmy.
No i masz drifty po rondach, ale i na to znalazłem szybkie tymczasowe rozwiązanie. 😛
Patentował nie będę, bo pewnie i tak nie będzie chętnych 🙂