pół roku po Europie, a może rok… i co jeść
Nie jedna osoba pewnie zastanowiła się przez chwilę …rok, czy pół w kamperze… A co z jedzeniem? No przecież trzeba. Jedzą na mieście? Gotują? Przecież nie narobili zapasów w domu i pojechali kamperem wypchanym żarciem.
Albo co z higieną? Przecież kamperowy prysznic to ponoć imitacja, a nie prysznic itd. itp.
Czy są emerytami? Odziedziczyli fortunę?
Pewnie jeszcze wiele innych pytań.
Jeśli już relacjonuję to wędrowanie, to oczywiście nie mogło zbraknąć jednej z ważniejszych czynności, a we Włoszech chyba najważniejszej – jedzenia.
Jedzenie w tym kraju to świętość. Dobrym przykładem był np. podział czasu na ustalanie czynności podczas odprawy w pracy:
– czas trwania odprawy – godzina,
– ustalenie kto czym ma się zajmować, kto którym samochodem i co robić, itd. – 5 min
– kto z kim o której, gdzie i co będzie jadł – 55 min.
Ostatni punkt potrafił przedłużyć odprawę do 1,5 godziny.
Tak więc teraz skupię się chwilę na jedzeniu, bo co to za relacja z Włoch i nic o żarciu?
Kuchnia w kamperze przy długoterminowym podróżowaniu to jedna z najważniejszych rzeczy. Musi być idealna. Długi wyjazd i nieukładowa kuchnia? Porażka. No chyba, że ktoś odgrzewa konserwy w mikrofali.
Są oczywiście pewne ograniczenia i pewne dania, których przygotowywanie byłoby męczące. Nie, nie chodzi tu o ryby – jest wyciąg. Chodzi raczej o dania, które wymagają wielogodzinnego gotowania, np. nie wiem bigos, czy ragu albo jakiś gulasz. Kamper jest mały, a latem dodatkowo takie gotowanie = ekstremalny wzrost temperatury. Czyli raczej latem w upałach nie pojemy gulaszu.
Najlepszą opcją jest skierować się ku daniom smacznym, lekkim i takim, które nie wymagają jeśli się uda więcej niż 2 palników.
Wierzcie lub nie, jest setki, tysiące dań, które da się tak przygotować.I o tym niebawem przeczytacie 🙂
Będą nawet przepisy 🙂