wzmacniający, „leczniczy” rosół na sezon grypowy, wg starej receptury dziadka
Sezon grypowy się zbliża, więc warto od czasu do czasu wzmocnić organizm wysokowartościowym pokarmem z dodatkiem witamin.
Dziś zdradzę przepis na rosół wg receptury mojego dziadka.
Oczywista sprawa, że wiele zależy od upodobań kulinarnych oraz smaków, które wynosimy z domu i z reguły każdy ma swoje „dziadkowe” przepisy. Rosołów w życiu zjadłem pewnie tysiące, jedne smakują lepiej inne gorzej. Tylko gdzie tkwi sekret w przepisie na rosół doskonały?
Nie wiem czy ten, który ja gotuję jest doskonały, ale na pewno rosół ugotowany na skrzydełkach nie może być nazywany prawdziwym rosołem. Ten na samych warzywach to również nie rosół. Może to oburzyć niektórych wege terrorystów, że ich wersja jest lepsza, ale mam to gdzieś.
Przepis ten stosuję odkąd opuściłem dom rodzinny, a było to… hmmm, wystarczy, że napiszę, że bardzo dawno temu. Dekady temu. A przepis niezmienny od zawsze i każdemu smakuje. Ba nawet wegetarianie wcinają aż miło. 🙂
No ale wróćmy do przepisu. Każdy może mieć inne zdanie, ale ja uważam, że porządny rosół musi być ugotowany na bazie dobrego kawałka mięsa + kość. A najlepiej gdy jest to tłusty kawałek, jak np. golonka, albo kawałek karkówki, najlepiej ze skórką. Aktualnie w kamperze mój największy garnek ma zaledwie coś między 2,5-3 litry, więc zapasu rosołu na miesiąc ugotować się nie da.
Do tej wielkości garnka kupuję z reguły ok. 1,2-1,5 kg tłustego mięsa, może być z kością. Oczywiście po zakupie myję i dopiero wrzucam do gara. Całość zalewam wodą i dodaję 2-3 małe, płaskie łyżeczki soli morskiej. Tylko taką używam, z racji, że stosuję młynki elektryczne do pieprzu oraz soli.
Na początku duży ogień, do zagotowania, później zmniejszam i zbieram tzw. szumy, czyli te pojawiające się na wierzchu „pianki”. Z reguły po ok. 20 minutach nowe szumy się nie pojawiają, to dorzucam 2-4 liście laurowe, kilka kulek jałowca, kilka ziela angielskiego, jedną papryczkę chili. Mam na tyle ostre, żę jedna to czasem za dużo. Gdy mam świeży, to gałązkę rozmarynu.
Teraz w zależności od rodzaju mięsa gotuję ok. 1-2h na malutkim ogniu.
Jednocześnie szykuję warzywa. Najczęściej stosowane to 2-3 małe marchewki, pietruszka korzeń, seler, może być naciowy, również por, oraz jedną średnią cebulę. Teraz uwaga sekretem jest, że cebulę trzeba opiec, a dopiero taką opieczoną wrzucam do gotowanego rosołu. Aha, można jeszcze dorzucić liść kapusty, czy inne warzywa.
Po wrzuceniu wszystkiego patrzę na zegarek i pilnuję czasu około 30-35 minut. Po tym czasie wyciągam wszystkie warzywa z rosołu. Lubię gdy rosół jest tłusty i klarowny. Można go wtedy wykorzystać do każdego innego dania, jako bazę do np. żurku, zupy cebulowej czy pomidorowej. Uhh, zgłodniałem 🙂
Stosuję zasadę taką, że im więcej jest tłustego czy skór w mięsie, tym dłużej gotuję, aby wygotować z nich co najlepsze.
Z tak ugotowanego rosołu można również zrobić galaretę i to taką, do której nie potrzeba dodawać żadnej żelatyny! Łyżka dosłownie stoi, gdy rosół ostygnie.
Zdrowotny aspekt tego dania.
Od niemal 2 dekad staram się stosować i modyfikować dania pod kątem diety wysoko tłuszczowej, czyli jednocześnie nisko węglowodanowej. Oczywista sprawa, że ten model żywienia nie jest dla każdego, a wręcz staje się niezdrowy, dla tych, którzy nie potrafią powiedzieć „papa” węglowodanom jak chleb i inne pieczywa, kasze, ziemniaki w ilościach kilkukrotnie przewyższającym pozostałe składniki. Jeśli chodzi o nisko węglowodanowy model żywienia, to jak sama nazwa wskazuje jest on „nisko” węglowodanowy.
Dodatkowo od niemal 2 dekad czytam każdą etykietkę na kupowanych produktach.
Aha, nie wiem czy zauważyliście, w tym przepisie nie ma ŻADNYCH „cudownych” dodatków jak magi, wegeta czy inne gówniane kostki rosołowe z gluta cha wie czym i innym gównem. Z przypraw jest tylko sól, pieprz, ziele, liście laurowe, jałowiec, opcjonalnie chili, rozmaryn itp. No i warzywa do smaku. 😉
I teraz przepis na wzmacniający rosołek:
Bierzemy porcję powyższej „bazy”, czyli ugotowanego rosołu, czy jak ktoś chce nazywać bulionu, który z racji sporej ilości tłuszczu jest bardzo treściwy i dorzucamy do niego w formie kluseczek, lub innej żółtka jaj co najmniej 1-ki, ale lepsze organiczne (0), lub domowe, z dobrego źródła. Tak same żółtka.
Żółtka jaj są bardzo zdrowe. Wcinam ich dziesiątki, a bywało, że i setkę na miesiąc i to od… jakiś 20 lat, oczywiście bez chleba. Wtedy już nie są zdrowe. 😉
W ostatniej minucie gotowania dorzucam kilka ząbków czosnku. Czosnek obieram i miażdżę. Na koniec, już na talerze, dorzucam do smaku trochę parmezanu (włoski patent), lub grana padano, a na wierzch świeżą zieloną pietruszkę. Natka pietruszki zawiera dużo witaminy C. Z warzyw natka jest na pierwszym miejscu. Więcej zawiera czarna porzeczka, czy acerola, albo dzika róża, ale nijak nie pasuje mi do rosołu. Co innego do lodów w oparciu o tłustą śmietankę + żółtka jaj 🙂 Ale przepis na lody innym razem.
Na koniec mały trick. Czasem gotuję większą ilość, a z racji małego garnka częściej, to staram się część pakować w plastikowe pojemniczki i zamrażać. Takie o wielkości porcji na dwoje. Gdy jest potrzeba albo ochota na jakąś pyszną zupę, żurek itp, po prostu wyciągam z zamrażalnika i mamy gotowe.
Aha, tylko trzeba mieć w kamperze zamrażalnik. Ja mam zwykłą, porządną, domową lodówkę z osobnym zamrażalnikiem na 230V, która w takim wypadku sprawdza się rewelacyjnie. W zamrażalniku -20C, więc mrożonki zamrożone na kość. 🙂