Trochę mechaniki i Animal Planet w jednym
3 czy 4 dni temu…
Jedziemy sobie, jedziemy i słyszę… normalnie Harley Dawidson.
A nie to u nas. 😛
Widziałem, że na wydechu był lekki przedmuch, dlatego silnik głośniej chodził, ale żeby aż tak? Szybki skan sytuacyjny i pamiętam mały zgrzyt na ostatnim zrzucie. Cholerne betonowe krążki. To chyba będzie to. Znaczy… Nie od razu, bo ujechaliśmy kilka km i nagle ten solidny bas, jak z BMW po wiejskim tuningu. Nie no porażka, do tego pod górę, zwalniam, jeszcze gorzej. Już wiem, że coś z wydechem, dziura albo coś. Jest kawałek wysepki, nawet drzewa i dzicz naokoło. Stajemy.
Zaglądam pod spód – ta fotka mówi wszystko.
To koniec myślę. Gdzie ja tu na wiochach naprawię albo kupię taką rurę. Nie ,nie mogę szukać mechanika z taką prostą usterką. Coś wymyślę.
Trzeba zrobić coś tymczasowego, żeby policja się nie przyje… bo niektóre miasta mają nawet znak „zakaz używania klaksonu”. Z takim „tuningiem, to zlecą się wszyscy jak na żer.
Co mam w gratach. Hmmm, blachę wywaliłem. Spawarka – na przetwornicy nie ruszy. Shit. Wiem, puszki. Shit, nie pije piwa z puszek. Wolę ze szkła. Skanowanie spiżarni, puszek ci jak się okazało u dostatek. Na oko najlepsze będą oliwki z anchois. Potrzebne jeszcze opaski… hmmm, jednak zrobiłem za radą kolegi Bronka wlew na szybkozłączkę, więc ostały się dwie duże. 😀
Przydałoby się jeszcze jakieś coś do unieruchomienia, połączenia. Ok mam!! Płaskowniki oddałem złomiarzowi z ramą górnego łóżka. Wywaliłem je bo ciągle zawadzałem głową.
Ok mam kabel solarny 4 mm2 – hmmm rewelacja. Dobrze kupować grubsze niż zalecają. 😀
Taki 1 mm2 by pewnie urwał się na pierwszej dziurze. 🙂
Puszkę pociąłem, na koniec opaska, druga po środku, a za opaskę powiążę drutem do „trójkąta” ze śrubami i powinno dać radę dojechać do pierwszego parkingu. Ważne, żeby rura dmuchała w drugą a nie na zewnątrz. Mechanik amator, ale intuicja mówi, że jak było razem, to powinno nadal tak być.
Drutuję tą cholerną rurę, Nagle M. robi wrzask, pisk i nie wiem co jeszcze.
Krzyczy „- wąż na drzewie dusi coś”. Ja jak zwykle wyluzowany w 100%, mówię:
– no to bierz aparat i rób fotki – będą na bloga,
– gdzie aparat?
– no tam gdzie zawsze do cholery, leżę pod autem, znajdź itd.
Ja drutuję dalej, ona robi fotki nadal wrzeszcząc. Nie wytrzymałem wylazłem spod tego auta i pytam gdzie ten wąż. W głowie przeleciało, że może się przyda jak braknie drutu. 😀 😀
Faktycznie w liściach gałęzi niemal zaraz nad kamperem coś szeleści. Aparat, zoomuje i no jest. Hmm, ok szybko na lepszy tryb, coby fotki nie leciały z automatu. Trach wąż z żarciem spada koło koła. Z metr od miejsca, gdzie leżałem. No dobra myślę, „to se podrutowałem”. Pstrykam i patrzę co robi. Śpieszyć nam się nie śpieszy. Kempingu nie zamykają. Stoję i pstrykam. Cholerne wężysko ciągnie tego szczura w krzaki. no myślę, i dobrze, bo już „pieszczochę” myślałem wyciągnąć i pomóc naturze. Naprawa czeka, piwa by się człowiek napił.
Finalnie postanowiliśmy odjechać. Dokończyłem tymczasową naprawę na innym parkingu. Dokończyłem hmmm, dołożyłem folii aluminiowej z kuchni, napchałem tego na łączeniu ile się dało i do winąłem drutu. Efekt? Nie pamiętam kiedy było tak cicho. 😀
Tak oto kuchenna folia aluminiowa i oliwki z anchois wyciszyły skutecznie zepsuty wydech. Przejechaliśmy od naprawy z 250 km i nadal ciszej. Hmmm. Może złożę jakieś papiery o patent. 🙂
Zapachu pieczonych oliwek nie dało się wyczuć. 🙂
A na serio… Pasuje kupić taką rurę i to szybko. Tu przeglądałem to ceny pod 100 ojro, bez montażu i nawet nie wiem czy do tego modelu, bo nie napisali. To jest ta rura, która idzie od silnika do pierwszego tłumika. Przepaliło ją na łączeniu jak widać na fotce.
No i garść fotek z naprawy. Do Lago Santo i dalszej relacji oczywiście wrócę później, bo jest do czego. 😀