-
w krainie deszczowców, czyli tydzień na Skye
Przed wypłynięciem na Harrisa spędziliśmy 2 dni na Skye. Pamiętacie? Lało i lało. Teraz wróciłem i czekałem, czekałem, zmieniałem miejscówki. 4 dni lało i lało. Szlak człowieka może trafić. Dobrze, że na Skye chociaż złapałem LTE i ze 2 dni siedziałem przy blogu nadrabiając 3 tygodniowe zaległości. Ale ileż można? Poprzednimi razy gdy byłem na Skye też oczywiście lało albo huragany. Poleciłem odwiedzenie Skye znajomym 3 załogom, które przyjechały do Szkocji kamperami w czerwcu, i co? Te dni gdy byli na Skye oczywiście lało.
Jedyny plus z tego czekania taki, że wreszcie doczekałem dnia, w którym deszcze robiły sobie przerwy i mogłem gdzieś połazić i zrobić jakieś fotki. Oczywiście musiałem się też wybrać i zrobić wreszcie fotki Old Man of Storr. Ale to za chwilę, bo właśnie tam jadę 🙂 -
wyspa Skye, na razie na szybko, bo…
Wjeżdżamy na Skye oczywiście mostem i pędzimy w stronę Uig, bo chcemy kupić bilety na prom na Hebrydy zewnętrzne. Tu na prom z marszu raczej nie wjedziemy, a zwłaszcza teraz w sezonie. Sprawdziłem online i najbliższy prom na 13-go. To za kilka dni, a jest piątek – weekend. Nie tracę nadziei, że w budce kupię na wcześniejszy termin. Ceny te same, więc po co kupować online?
Nie myliłem się. Udało się wcisnąć nas na pojutrze, więc mamy 2 dni na Skye.Czyli rybki, czyli zwiedzanie, czyli foteczki. Z Uig jedziemy na jedną z moich starych miejscówek, gdzie już byłem. Jedna z nich jak dobrze pamiętałem jest przy samym brzegu. Kamienistym brzegu, więc da się złapać jakąś rybkę.
Niestety. Zaczęło lać. Nie padać. Lać. Ulewa jak cholera i do tego wiatr i to dość silny. Postanawiamy stanąć przy morzu i przeczekać. Przecież nie będzie lało do jutra. Zasięgu żadnego, ale przed wjazdem na wyspę sprawdziłem prognozy i deszcze miały być, ale przelotne. Nie tracimy nadziei. Znaczy ja, bo Grzesiek trochę wkurzony na tą pogodę. Przecież musi w końcu się popawić. Bo co to za wakacje?