-
od Poitiers do Nantes – foteczki
Trochę brakujących fotek od Poitiers do Nantes. Zameczki, miejscówki i fotki z Nantes
-
od Poitiers po Cholet i Bourgneuf-En-Retz
Poitiers, tak to była ta miejscowość, na której przerwałem opowieść, jakby się film urwał. Opowieść, która nigdy miała nie powstać i która może nigdy się nie zakończy.
Z Poitiers jedziemy do zamku w Dissay, później coś nam odbiło i jeszcze postanowiliśmy zobaczyć zameczek w La Ribaliere (jakoś tak)
A tak mi się przypomniało, czy pisałem o zamku z którego zajumaliśmy rozmaryn? Tam nie tylko rozmaryn, były jeszcze zamkowe jabłka i orzechy laskowe. Gdyby nie zdjęcia to nawet bym nie pamiętał. Z jabłek to chyba był nawet niezły kompot. W każdym razie zostały skonsumowane w całości.
Z rozmarynu z tego zamku do dzisiaj ostała się jeszcze buteleczka z oliwą. Taki przepis na smaczną oliwę. Bierzemy oliwę, butelkę albo słoik i wrzucamy co chcemy, np. rozmaryn, czosnek (oczywiście w łupkach), można dorzucić ostre papryczki chili czy np. pieprz w ziarenkach. No dosłownie co tam chcemy i jakie smaki lubimy. Po min 2-4 tygodniach mamy smaczną oliwę. Ona chyba nigdy się nie psuje i nie traci aromatu. Ja po roku dodawania jej do potraw (mam kilka różnych smaków) i uzupełnianiu świeżą mam cały czas oliwy smakowe. Taką oliwą można też pokropić pyszny chlebek i posypać odrobinę parmezanem i wcinać przepijając czerwonym winkiem. -
kamperem do Poitiers
I tak oto dojeżdżamy wreszcie do Poitiers.
Nie lubię dużych miast, ale nieraz trzeba zrobić wyjątek i z dziczy zajechać do cywilizacji. Podjechałem najbliżej starówki jak się tylko dało. No właściwie to niemal bym wjechał, gdyby nie słupki. Niestety nie jest łatwo i nie było gdzie stanąć. Powoli oddalałem się wypatrując parkingu. Udało się znaleźć przy katedrze niedaleko centrum. Oczywiście M. biegnie do parkomatu żeby nawrzucać monet, ale zaczepiła ją stara zakonnica w stroju pingwina i wyjaśniła jakoś, że nie trzeba płacić, bo dziś jest sobota, a w weekendy jest za darmo.
Czyli jeśli ktoś planuje zwiedzanie tego pięknego miasta, to najlepiej celować w weekend 🙂
Po porzuceniu złomka na tymczasowo darmowym parkingu trzeba się udać na zwiedzanie. A w Poitiers jest co zwiedzać.
Centrum miasta w naprawdę „czystym” wydaniu, kościoły, katedry i inne zabytki. Oczywiście nie brakuje kolorów w postaci pięknych kwiatów, które są wszędzie. Jak to we Francji elegancji.Na pewno żadne opisy nie zastąpią tego co cieszy oczy czyli fotki.
Ehhh, powiedziałbym, chciałoby się teraz tam być.
-
w stronę słońca, czyli coraz bliżej oceanu
Kolejne odwiedzone miejscowości to La Souterraine, Le Dorat, niedaleko Bellac, Bussiere Poitevine. Później pojechaliśmy w stronę Poitiers. Po drodze Mijamy Mazerolles, Civaux z planetą krokodyli i miasteczka Nouaille Maupertuis z przepięknym zameczkiem i zamkowym ogrodem.
Do dziś utkwiło nam w pamięci to miejsce z kilku powodów. Poza malowniczym zameczkiem przy parkingu był sad i drzewka orzechowe. Z ogrodem wiążę się jeszcze jedno miłe wspomnienie. Do dziś dodajemy do potraw oliwę z rozmarynem „pożyczonym” stamtąd. Czyli po prostu zajumaliśmy rozmaryn z zamkowego ogrodu 😛
No co? Nie było w sklepach, a włoski się skończył.
Poza tym M. nazbierała orzechów, a miły spotkany Francuz obdarował nas jabłkami ze swojego ogródka. Kompot z nich był przepyszny.Dziadek mojego kamperka
-
w stronę Nantes i Poitiers
Francja to piękny kraj. Tam każdy dzień to pochłanianie kolorów i piękna od świtu do nocy. Aż się wierzyć nie chce, że wszystko jest tak ładnie dopracowane. Trawniki, kwiaty, alejki, parkingi, ławeczki, zameczki, nawet prawie każde rondo to jakaś historia, albo zobrazowana kwintesencja regionu. Tego się nie spotyka w każdym kraju.
Ok gadu gadu, a my jedziemy w stronę Nantes i Poitiers. Tak postanowiliśmy. M. wejdzie pierwszy raz do oceanu gdzieś tam przy Nantes. Będziemy przecież jechali do Hiszpanii, to wtedy przejedziemy wzdłuż zachodniego wybrzeża, ale znów ominiemy Bretanię. No i Bretania to Carnac i elfy, więc …jedziemy na dłużej do Bretanii.Od Montlucon jedziemy w stronę Gouzon, Gueret, La Souteraine i dalej w stronę Bellac. Oczywiście szybko się pisze, ale nasza jazda jest na tyle wolna, że zahaczamy o każde ciekawe miasteczko, czy wioskę. Jak jest ładnie to zatrzymujemy się na tylko jedzenie, spacery albo po prostu na noc. Cały czas spotykaliśmy miłych ludzi. Zawsze nie lubiłem Francuzów, bo nie chcą gadać po angielsku, ale odkryliśmy coś ciekawego. Gdy pytaliśmy „speak english”, to standardowo odpowiadali, że nie. No ale jak powiedzieliśmy, że my „polone”, to jakimś cudem znali trochę i angielski. To magiczne „że słi polone” czy jakoś tak to było i wszystko zmieniało. Jak ktoś miał problem to zwoływał pół wioski, żeby znalazł się ktoś kto przetłumaczy nam to niezrozumiałe słowo na angielski, włoski albo …polski.
Jedno z setek a może tysięcy ładnych rond
Hieny trzymamy na lasso. Prawie po polsku
Po co mu wiatrak latem? Na oko da z 50W przy wichurze.
Samolot to rozumiem