z Uig do Tarbert, przeprawa promem i przyjaźnie między zwierzęce

Nie wyspałem się. Jak zwykle, gdy trzeba wcześnie wstać. Znaczy już tak mam, że potrafię wstać o jakiejś godzinie nawet bez budzika, ale gdy coś pilnego ustawiam go na wszelki wypadek. Prom wcześnie rano, więc ustawiłem budzik ok. 50 min przed. Pies, kawa to ok 10-15 min i gotowy. Czyli poczekam na prom z 30-40 min. Na wszelki wypadek umówiliśmy się z Grzegorzem, że kto wstanie wcześniej, a drugi śpi, to walimy w kampera sąsiada, żeby też wstał.
Rano ktoś wali w drzwi mojego kampera. O kur… myślę. Zaspałem?
Patrzę na zegarek. Nie. Jeszcze czas, to co do cholery. Po chwili już wiem. Obsługa budzi wszystkich w najbardziej brutalny sposób jaki można. No dobra czas wstawać. Wyśpimy się na Harris’ie. Mam tam kilka miejscówek od znajomych Szkotów. A tą niedaleko Tarbert sprawdziłem nawet w google map. Dosłownie ze 3 mile i odeśpimy.

Czyli płyniemy, dopływamy i jedziemy odespać. Po drodze jakieś owce, barany. Na miejscu biorę jeszcze czterołapa na szybki spacer i co? No jak to co.

Bęc….

Kto zna mojego psa, to wie, że na spacerze chciałby zaprzyjaźnić się z każdym zwierzęciem, czy to inny pies, czy krowa, czy koń. Tak nawet koń. Ale tu koni nie ma, ale są owce i barany, no i krowy, Tu krów akurat nie było. Futrzak biegnie i radośnie merda ogonem, ja robię fotki, a tu zdziwienie. Jeb i pieseł dostał z bani. Tak to białe bydle zaatakowało mojego psa. Zaje…ło mu z dyni. Jako, że robiłem fotki, to udało mi się i tą akcję sfotografować, więc możecie zobaczyć jak to w reality było.
Zdziwiłem się nie tylko ja i pieseł, który wyleczył się z zaprzyjaźniania. Przynajmniej na kilka chwil. 🙂
Wnioski? Chyba potrzebny mi większy pieseł, który będzie w razie czego bronił tego mniejszego 😛