górskie wędrówki…
Nie wiem czy ktoś jeszcze czyta, czy wszyscy już też na wakacjach?
Jak pisałem uciekliśmy przed upałami, które ostatniego dnia „na dole” dobiły nawet 38C. Celem – góry. Abetone i okolice. Tam temperatury miały być znośne, przeciętnie ok. 10C mniej. Kuszące. Pojechaliśmy najpierw do Lucca i stamtąd w stronę gór. Wlekliśmy się zgodnie z przepisami, a czasem nawet na zasadzie „ograniczenia – to maksymalna prędkość”.
Momentami jechaliśmy tak wolno, że wyprzedzały nas nawet stare Pandy.
Z każdym kilometrem odczuwaliśmy coraz chłodniejsze podmuchy wiatru, chłodniej i chłodniej. Nie śpiesząc się, bo po drodze sprawdziliśmy kilka miejsc, dojechaliśmy do Abetone ok. 20ej. Temperatura jak pamiętam 23C. Cudowny chłód. W porównaniu z poprzednim dniem to jakieś 15C mniej. Zostajemy. Kilka kilometrów wcześniej „wbiłem flagę” w AM z fajnym parkingiem. Widok chyba nawet ładniejszy niż z głównego parkingu w Abetone. No ale o gustach…
Postanowiliśmy „zamieszkać”. Zapytaliśmy jeszcze w restauracji, czy jakiś problem tu zostać. Zero.
Mogliśmy oczywiście zostać w Abetone na parkingu dla kamperów. Darmowy od 20 – 7 rano. No ale nie chciało nam się wcześnie wstawać. Albo wrzucać cennych eurów, gdy z boku są darmowe.
Nareszcie chłodna noc, wyspaliśmy się za ostatnie dni jak susły.
Do południa przypomniało nam się kamperowanie wiosną. Słońce już świeci, a nadal chłodno. Cudnie.
Nie śpiesząc się poranna kawa o 11-ej, ciacho i postanawiamy ruszać dalej.
Chcieliśmy pojechać też do Lago Santo. 1501 m.n.p.m. Polodowcowe jezioro, czyli… będzie jeszcze chłodniej.
Pojechaliśmy w stronę Pievepelago, bo w Dogana jest skrót, jednak jak się okazało słabo oznaczony i dojechaliśmy do Fiumalbo. Widoki urzekające. Zawsze wolałem góry niż morze, a najlepszą kombinacją, są góry nad morzem.
Jako, że pora była „obiadowa”, a do Lago Santo jeszcze naście km. po serpentynach, postanowiliśmy poszukać coś na miejscu. Zapytaliśmy starszego Włocha, „gdzie można stanąć kamperem i coś zjeść. Pokierował nas na parking przy rzece. Zostaliśmy. Do Lago Santo przecież jeszcze zdążymy pojechać. Nie ucieknie. 🙂