-
podróżowanie na pełny etat
Niedawno założyłem na FB grupę Podróżowanie na pełny etat i chyba czas napisać kilka słów na temat samego podróżowania na pełny etat. Aktualnie jestem w podróży 4-ty rok i może nie uwierzycie, ale nie planowałem tego 🙂
Znaczy nie planowałem w dniu opuszczenia murowanej chałupy i przesiadki do Złomka, że spędzę w nim tyle czasu i przejadę tyle km. Wstępnie zakładałem 3-6 miesięcy. Z każdym miesiącem poznawałem coraz więcej wolnych ludzi, coraz więcej rzeczy i z każdym miesiącem coraz bardziej zaczynało mi się podobać takie życie.Oczywiście w 2015 roku jeszcze nie planowałem, że np. w 2018 roku nadal będę mieszkał i podróżował Złomkiem. Prędzej bym wtedy obstawiał, że w obecnym czasie wrócę do jakby to nazwać normalnego życia. Normalnego czyli jakiego?
-
na północ i jeszcze dalej
Planowałem tym razem spędzić min 3-4 tyg w północnej części Highlandów, czyli okolic trasy NC500. Jednak pogoda od ostatnich kilku tygodni zaczęła mnie już tak dobijać, że momentami chciałem wręcz nawrócić kamperem i pojechać na południe, a nie jeszcze bardziej na północ. Rano w Ullapool oczywiście lało, więc jedyne co mogłem, to jechać albo dalej i marzyć, że pogoda się poprawi, albo pier… wszystko i pojechać np. w Bieszczady.
Ruszyłem z Ullapool jednak w stronę Unapool a nie Bieszczad, w każdym razie cały czas w kierunku północnego wybrzeża i okolic miejscowości Durness.
-
szaro, buro i ponuro, może czas opuścić tą wyspę…
Leje i leje, więc nuda. Fotki też nie wyjdą jakieś rewelacyjne, więc mało pstrykam. Ostatnie dni pogoda była typowo barowa. Niewiele jeździliśmy, a prom zarezerwowany na poniedziałek…
Postanowiliśmy, że skoro i tak szału nie ma to chociaż pojedziemy gdzieś, gdzie będzie jakiś zasięg internetu i chociaż nadrobię trochę mojego bloga i na szybko zobaczę co jeszcze warto zobaczyć. A później? Pewnie znów NC500 i może Szetlandy 😛
Zobaczymy.niewiele fotek, ale pokazują trochę jaki mamy klimat
-
wzdłuż morza
Luty – marzec, powiedzmy to było prawdziwe zimowanie na południu. Trzymaliśmy się dość mocno pazurkami linii brzegowej, od okolic Folonica, aż po Civitavecchia, bo temperatury nocą spadały nawet do 0C, a dalej na północ, albo dosłownie 20 km wgłąb lądu potrafiły już spaść i po niżej zera. Kominek, który mieliśmy w wakacyjnym rozpieścił nas do temperatur 26C – 28C i jakoś nie przeszkadzało nam mieć takich temperatury i w kamperze. Sprawdziliśmy wiele miejsc i parkingów. Nie wszystkie były nadające się do „zamieszkania”, choć w sumie to naciągane, bo nie zdarzało nam się zostawać w jednym miejscu dłużej niż 3 dni, żeby nazywać to zamieszkaniem.
Poza jednym przypadkiem, gdzie zostaliśmy ponad tydzień, ale dojdziemy i do tego.
Generalnie Follonica – miasto nieprzyjazne kamperom. Nie ma ani jednego darmowego zrzutu, albo inaczej, jest jeden, ale brama zamknięta na 3 spusty. Od tubylców dowiedzieliśmy się o tym, że burmistrz miasta jest antykamperowy. Dziwne to, tym bardziej, że we Włoszech płaci się nie tylko podatek dochodowy, ale jeszcze regionalny i gminny. Jaki to ma związek? Ano taki, że w odróżnieniu od np. Polski, gdzie cały dochodowy idzie do kieszeni rządzących, no a przynajmniej większość, tu w regionie pozostają te części regionalne. Czyli turyści wydający pieniądze = kasa dla gminy, więcej turystów = więcej pieniędzy. Widać burmistrz w Follonica tego nie rozumie. Za to Cyganom oddali ładną cześć i mieszkańcy wku..eni. Ci jak się z nimi porozmawia, to wszystko powiedzą, co im na sercu leży.
W Piombino, jest parking dla kamperów, woda płatna i zrzut. Koordynaty później. Dziwnie za każdym razem widzieliśmy Policję przy parkingu. Ogólnie miasto problematyczne do stawania na dziko. Można, ale też nieprzyjazne. Aha pomiędzy tymi miastami jest kilka ciekawych miejsc, gdzie można stanąć jeszcze za darmo i zrobić zrzut. Np. przy Parco Costiero della Sterpaia jest kilka parkingów, zrzut, ale nie ma wody. Woda najbliżej w Follonica. Niestety zjeździliśmy za pierwszym razem kilka razy, bo makarony nie chciały nam powiedzieć gdzie. Pytaliśmy oczywiście innych kamperowiczów. Dla odmiany dla spotkanego bezdomnego Niemca nie było żadnego problemu. Wskazał nam dwa miejsca, gdzie tubylcy biorą wodę nawet do domów. Zawsze to mniej na liczniku.
A spotkany Niemiec opowiedział, nam, że postanowił 40 lat temu, że pierd..li system i na żydów nie będzie robił i tak sobie bezstresowo żyje, żebra i chłodne piwko pije. Hmmm jeszcze bardziej wyluzowany niż my.Oczywiście dowiedzieliśmy się o słynnym Suvereto, a raczej winiarni i zaopatrzyliśmy się w 20 literków tego pysznego czerwonego.
CDN…
-
Amiata
Jako, że Amiata to dość wysoka góra, to można jednego dnia wielokrotnie przechodzić przez „jest śnieg, nie ma śniegu”. Wystarczy tylko wdrapać się wyżej. W zależności od pogody linia śniegu zaczynała się od np. 1200m.n.p.m., albo nawet 400.
Ostatecznie trochę się zawiedliśmy, bo przez większość czasu były otwarte tylko 3 krótkie odcinki zjazdowe. Przyczyną były temperatury w większości na ok +1C, poza chyba jednym tygodniem, gdy spadły do nawet -4C. I to był rekord w jakim udało nam się przetestować naszego kamperka. Może w przyszłym roku uda się przy jeszcze niższych temperaturach. Przy -4C nie zamarzła nawet szara w zaizolowanym zbiorniku. Ogrzewania zbiornika nie przetestowałem, bo nie zdążyłem jeszcze podłączyć zasilania. W sumie nie musiałem. 🙂Postaram się dalej podać trochę miejsc przy Amiata, gdzie można stanąć kamperem, zrobić serwis i oczywiście cały czas mówimy o miejscach za darmo. Bo taka jest idea kamperowania. Jeśli Włosi kempingują za darmo, to znaczy, że się da. Zresztą na skalę masową zdaje się oni wcześniej jeździli kamperami niż Polacy. Tak słyszałem. Pewne rzeczy warto podpatrzeć i dopytać.
Teraz trochę na zimowo. Jak widać pewnej nocy zasypało kamperka i nawet musieliśmy odkopać drogę do niego. Oczywiście wolontaryjnie pomogliśmy tamtejszym służbom i nawet udało się.
Odkopaliśmy drogę, złomka i jeszcze M. z radości ulepiła mikro bałwana.
Na jednym zdjęciu zrobionym z Amiaty, widać morze i Giglio i Porto San Stefano.Trochę fotek…