-
Skye i śladami dinozaurów… ale bez zasięgu
Ruszamy. Przed nami wodospad na Skye i inne ciekawe miejsca. A niedaleko jest plaża i miejsce gdzie może uda się coś złowić.
Najpierw jedziemy na półtam nocną miejscówkę sprawdzić jak to z rybkami będzie, bo Grzesiek chciałby wreszcie coś złowić. A i ja zjadłbym coś z morza. Najlepiej łososia. 😛 Ale złowienie łososia to nie tak hop. Może chociaż makrele 🙂 -
sięgając Skye
No prawie, bo to była trudna dla mnie decyzja. Wystarczyło wjechać na prom i już.
No ale zostało wiele do zobaczenia. Most, gdzie kręcili coś z Harrym Potterem, Fort William, Glencoe, Loch Ness, przepiękna A87 i sam nie wiem co jeszcze. Czyli rano wyruszamy z naszej miejscówki w Lochaline, niedaleko promu, którym przypłynęliśmy z Mull i ruszamy w kierunku…tym razem w lewo. 🙂
-
z małej na dużą, czyli opuszczamy Mull
Pogoda na wyspie Mull nie rozpieszczała, ale pomimo to można powiedzieć, że wycieczka po Mull była udana. Miejscówek do stawania kamperem jest od liku. Wadą jest niemal wszędzie brak zasięgu sieci. A mamy w sumie kilka. W większości miejsc internet po prostu nie zadziała. Nawet z moją anteną na dachu. Jedynie sms i dzwonienie.
Jakby nie było, udało się znaleźć niezłe miejsce do połowienia rybek, a to znaczy, że na kolację będzie co? No rybka, a jako, że rybka lubi pływać, to trzeba do niej spróbować kolejnej nalewki. Wszystkie złowione rybki to makrele, ale i tak postanowiliśmy je usmażyć. Przypraw i ziół ma sporo, więc doprawiłem je rozmarynem, cebulką i odrobiną jeszcze jakiś ziół, które znalazłem. Rybki były -
poszukiwanie skarbów i łowienie ryb
Jak pisałem, w zimowym okresie staraliśmy się trzymać blisko linii brzegowej. Dużo cieplej niż w głębi lądu. Wrzucę trochę fotek z Civitavecchia, Porto Santo Stefano, Marina di Grosseto i innych miejscowości aż po Follonica, a także Torre Mozza.
Do Rzymu w którym byłem kilkadziesiąt razy, a nawet jakiś czas mieszkaliśmy nie było sensu jechać.
Ciekawostką jest to, że gdy mieszkaliśmy znajomi powiedzieli nam o „terenach” przy Ostii, gdzie była jakaś starożytna osada, czy coś, już nie pamiętam. W każdym razie ludzie tam jeżdżą w poszukiwaniu skarbów. Naszemu znajomemu udało się kiedyś znaleźć pierścień, który opchnął do jakiegoś sklepu za 25 tys. euro. Oczy się zaświeciły, bo takie skarby to „nic nie robić nie mieć zmartwień”, wystarczy tylko znaleźć coś wartościowego i to opchnąć…. no przynajmniej w teorii.
Może kiedyś przy okazji kamperowania i może następnym razem będąc we Włoszech 🙂Pewnie nic bym nie znalazł. Z mojego punktu widzenia, to trochę to jak z łowieniem ryb. Dałem się namówić z kilka razy. Raz w Polsce na Mazurach i Soliną i ze dwa razy w Irlandii w oceanie, ale nigdy nic nie złapałem. Oczywiście dałem sobie spokój. Może przynoszę pecha, bo znajomi, zapaleni wędkarze tamtych dni też nic nie złapali.
We Włoszech nie próbowałem. Nie znałem żadnych wędkarzy, poza tym oni jedzą tylko ryby morskie.
Ja też, ale niestety tylko ze sklepu. To nie Neapol, że dałoby się kupić od rybaka.
Rybki oczywiście przyrządzane w też w kamperze.
Dobrze zjeść = gotowanie.
Na szczęście kuchnię zaprojektowałem i zbudowałem sam, więc nie jest upośledzona bo ma takie magiczne coś jak wyciąg. Rzadkość w kamperach.
Nie mam tylko piekarnika, ale będąc już w „trasie” wystrugałem kamperowy piekarnik gazowy.
Będzie teraz można piec serniczki 🙂 🙂 🙂